Odnośniki
- Indeks
- Fielding Historia ĹĽycia Toma Jonesa[1], Opracowania z Historii Literatury Wszelkiej
- Fielding Helen - Rozbuchana wyobraźnia Olivii Joules, !!!Literatura dla kobiet
- Fielding Joy - Ulica Szalonej Rzeki, Islam, Książki
- Fielding Joy - Grand Avenue, Islam, Książki
- Fielding Joy - Martwa natura, Islam, Książki
- Fielding Joy - Granice uczuć, Islam, Książki
- Fielding Joy - Dobre intencje, Islam, Książki
- Fielding Joy - Zabójcze Piękno, książki
- Fielding Joy - Martwa natura, E
- Felding Liz - Lista życzeń, e-booki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
|
Fielding Liz - Ideal bez skazy, F
[ Pobierz całość w formacie PDF ] LIZ FIELDING Ideał bez skazy ROZDZIAŁ PIERWSZY To była kompletna głupota, Nash Gallagher wiedział o tym doskonale. I wcale nie zamierzał zostać tu dłużej, niż to konieczne. Ot, po prostu, przejdzie się jeszcze raz po terenie, ostatni raz rzuci okiem na ogród i niech buldo żery robią swoje. Ostatecznie ogrody nie są czymś wiecznym. Koniec. Kropka. Powinien był o tym pamiętać. Tylko skąd, do diabła, ten tępy ból w okolicy serca? Był pewien, że pożegnanie z ogrodem dziadka będzie zwykłą formalnością. A jednak... Cóż, widocznie staru szek znał go lepiej, niż mogło by się wydawać... Zahaczył rękawem swetra o gałąź, wyciągając ze ście gu kilka długich, kolorowych nitek. Zaklął pod nosem. Na trawę spadło parę dojrzałych brzoskwiń. Drzewko brzoskwiniowe... Ukłucie w sercu odezwało się ponownie. Pamiętał, jak w dzieciństwie przybiegał tu co rano i sprawdzał, czy owoce nadają się już do jedzenia. Senne bzyczenie pszczół, słodki brzoskwiniowy zapach i mo ment, w którym zanurzał zęby w delikatnym, soczystym miąższu... Wspomnienie jak żywe stanęło mu przed oczami i nie- mai poczuł, jak po policzkach spływa lepki, aromatyczny sok. Podniósł rękę, by otrzeć twarz i po chwili, zły na samego siebie, ruszył do przodu. - Jesteś kompletnym idiotą, stary! - odezwał się cicho. - To kwestia dwóch, najwyżej trzech tygodni, a potem po ogrodzie pozostanie tylko wspomnienie. Taka jest kolej rzeczy. Całkowicie zajęty swoimi myślami, ruszył dalej, w stronę drewnianych altanek stojących w głębi ogrodu. Kilka małych, burych kociaków rozpierzchło się na wszystkie strony. Ich matka, duża leniwa kocica, odpro wadziła go nienawistnym spojrzeniem. Nagle usłyszał świst. Odwrócił głowę, kiedy raptem coś dużego i intensywnie czerwonego przeleciało koło jego lewego ucha, z impetem trafiając w okno altanki. Szyba pękła z trzaskiem. - A to co znowu? - syknął z wściekłością. Czy ten cholerny dzień naprawdę nigdy się nie skończy?! Ostrożnie, uważając, by się nie pokaleczyć, wsadził głowę przez drewnianą framugę okna. Minęła chwila, za nim zrozumiał, co widzi. Wśród kawałków rozbitej szyby leżała sobie spokojnie duża, kolorowa piłka. Schylił się, by po nią sięgnąć. Przez chwilę przyglądał się jej bezradnie, jakby ważąc w rękach ciężar i próbując jednocześnie znaleźć w myślach kilka dosadnych epitetów pod adresem jej właściciela. Gdyby tylko dorwał go teraz w swoje ręce! - Mamo, Clover znowu przerzuciła piłkę przez ogro dzenie! - Do uszu Stacey dobiegło rozpaczliwe wołanie jej młodszej córki. Przytrzymując jedną ręką klamkę świeżo pomalowa nych drzwi, drugą zaś śrubokręt, westchnęła z rezygnacją. - Powiedz jej, że musi chwilę poczekać! - odkrzyk nęła. Konieczność dokonania jakichkolwiek prac porządko wych lub remontowych zawsze doprowadzała ją do szew skiej pasji. Co innego wypielić wszystkie grządki w ogródku czy upiec pyszne kruche ciasto z konfiturą brzoskwiniową... O tak, w tym była naprawdę dobra. Ale ilekroć sięgała po młotek, śrubokręt czy inne, równie bar barzyńskie narzędzie, okazywało się, że ma co prawda dwie ręce, ale niestety, obie lewe. Zdaje się, że i tym razem więcej farby miała we włosach i na ubraniu, niż było na jej drzwiach. - Mamusiu..! - Co tym razem?! - Śrubokręt wyśliznął się z jej ręki i zatoczywszy szeroki łuk, z hukiem wylądował pod kre densem z rodową porcelaną. Stacey zaklęła w duchu. Sięgając do kieszeni po drugi, ostatni już śrubokręt, przypomniała sobie wołanie córki. - O co chodzi, Rosie? - Właściwie to już nic... -1 za chwilę: - Clover mówi, że nie ma problemu i że sama wyciągnie piłkę. - W porządku... - Odkrzyknęła, próbując równocześ nie skupić się na przykręceniu jednej z wiecznie wypada- jących z zamka śrubek. Dopiero po chwili dotarł do niej sens usłyszanych słów. - Co takiego!? Gwałtownie odwróciła się w stronę obu córek z wyra zem najwyższej dezaprobaty w oczach. Śrubokręt za zgrzytał nieprzyjemnie i na świeżo pomalowanej powierz chni pojawiła się długa rysa. Przez moment stała, w osłupieniu przyglądając się drzwiom i nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Dopiero po chwili z jej ust posypała się cicha wiązanka dosadnych epitetów, których z pewnością jej córki nie powinny słuchać. Poczuła, że chce jej się wyć. Ale na taki luksus nie mogła sobie przecież pozwolić. Odłożyła śrubokręt na miejsce, zamknęła skrzynkę na narzędzia i wciągnąwszy głęboko powietrze, wyszła do ogrodu. To jeszcze nie koniec świata, powtarzała sobie w du chu. Któregoś dnia uda jej się przecież skończyć ten cho lerny remont! Na pewno uda jej się w końcu poprzykręcać wszystkie głupie śrubki, przykleić porządnie tapetę i do kończyć malowanie ścian. Uda się, bo przecież nie ma innego wyjścia. Mikę... Och, ten Mikę... Dlaczego nigdy nie potrafił skończyć tego, co zaczął? Dlaczego zawsze wszystko mu siało czekać do jutra? - Mamusiu, Clover naprawdę tam idzie! - Wołanie młodszej z córek wyrwało ją z zamyślenia. Przyspieszyła kroku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgbp.keep.pl
|