Odnośniki
- Indeks
- Fern Michaels - Tylko Ty, Książki, Fern Michaels
- Fern Michaels - Dziki miód, Książki, Fern Michaels
- Feist Raymond E. - Niebajka , Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Srebrzysty Cierń, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Książę kupców, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Powrót wygnańca, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Królewski Bukanier, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Książę krwi, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Skrytobójcy w Krondorze, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Król Lisów, Książki, R. E. Feist
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
|
Fielding Joy - Granice uczuć, Islam, Książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Joy Fielding Granice uczuć Część pierwsza Przeszłość ROZDZIAŁ I — Czy mógłby pan powiedzieć konkretniej, co ma na myśli, mówiąc o dziwacznym zachowaniu żony? — Konkretniej?... — Tak — uśmiechnął się obrońca z dobrze wystudiowaną cierpliwością. W jego świetnie modulowanym głosie brzmiało pełne zrozumienie dla trudnej sytuacji klienta. — Proszę podać nam jakieś przykłady tego, co pan nazywa dziwacznym zachowaniem żony w ciągu paru ubiegłych lat. — Ach tak. Oczywiście. Donna Cressy, sztywno wyprostowana na twardym sądowym krześle, beznamiętnie obserwowała mężczyznę zajmującego miejsce dla świadków. Ten człowiek, trzydziestoośmioletni Victor Cressy, starszy od niej prawie o pięć lat, zdążył już do tej pory rozbić w pył i proch cały jej wizerunek własny, by teraz z kolei zająć się unicestwianiem smętnych resztek pozostałych po kremacji ich sześcioletniego związku. Każde wypowiedziane przez nią zdanie, każdy ton jej głosu, każdy najdrobniejszy niuans w zachowaniu poddane zostaną takiej wiwisekcji, że prawdziwy obraz ich stosunków przestanie istnieć. Właściwie już przestał. Pozostała jedynie wersja jej męża. No ale cóż — omal nie uśmiechnęła się na tę myśl — dlaczego ich rozwód miałby różnić się od małżeństwa? Popatrzyła mu w twarz, myśląc, iż wiele kobiet na widok dawnych kochanków często odczuwa zdumienie: co ja w nim takiego widziałam? Z nią było inaczej — widziała to samo co kiedyś: konwencjonalnie przystojną, ba, nawet szlachetną twarz o myślących błękitnych oczach, ciemne, prawie czarne włosy, pełne usta, zarys szczęki znamionujący wrażliwość, ale i zdecydowanie. I ten jego głos — władczy, a jednocześnie tak pełen respektu. Jak on to robi? — Przestała prowadzić samochód — oznajmił z nutą szczerego zdumienia. Jakby w żaden sposób nie mieściło mu się to w głowie. — Jak to: przestała? — natychmiast włączył się adwokat. — Czyżby pani Cressy miała jakiś wypadek? Dobry jest, pomyślała Donna. Victor twierdził, że najlepszy na Florydzie. No i nic dziwnego. Zawsze chciał mieć wszystko, co najlepsze. Z początku podziwiała u niego tę cechę, później zaczęła nią gardzić. Zabawne, w jak szybkim tempie to, co się kocha, może stać się przedmiotem szyderstwa. Zabawne, jak ten stary wyjadacz, adwokat Victora, potrafił wyćwiczyć swojego klienta: wszystkie ich kwestie wydają się tak spontaniczne, jakby je wypowiadali po raz pierwszy! Wiedziała od swego obrońcy, że dobry adwokat nigdy nie zada pytania, na które by już nie znał odpowiedzi. Jej adwokat także uchodził za dobrego, choć nie tak dobrego jak tamten. — Nie. Nigdy nie miała żadnego wypadku — oświadczył Victor. — Prowadziła samochód od szesnastego roku życia i o ile mi wiadomo, ani razu nie miała najdrobniejszej stłuczki. — A zaraz po ślubie... często jeździła? — Cały czas. Na naszą drugą rocznicę kupiłem jej małą toyotę. Była uszczęśliwiona. — I nagle tak po prostu przestała jeździć? — Właśnie. Ni z tego, ni z owego. — Czy jakoś to panu wyjaśniła? — Powiedziała tylko, że nie chce już więcej prowadzić samochodu. Ed Gerber, tak nazywał się prawnik Victora, uniósł brwi, marszcząc równocześnie czoło i sznurując usta. Zdaniem Donny musiała to być trudna sztuka. — Kiedy to się stało? — Jakieś półtora roku temu. Nie, zaraz, może trochę więcej niż półtora... Była wtedy w ciąży z Sharon, a nasza córka ma teraz szesnaście miesięcy. Tak, było to chyba dwa lata temu — odrzekł świadek głębokim głosem. Z jakąż bolesną zadumą! — I rzeczywiście od tego czasu nie jeździ? — Z tego, co mi wiadomo, nie. — I z tego, co panu wiadomo, nie zdarzyło się nic takiego, co można by uznać za powód owej decyzji? — Istotnie. Ja... — Victor zawahał się lekko, jakby spierając się z sobą, czy warto kontynuować ten wątek — widziałem raz żonę, jak siada za kółkiem, było to chyba rok temu, kiedy myślała, że śpię... — Że pan śpi? Która to była godzina? — Trochę po trzeciej nad ranem. — O tej porze była poza domem? Co można robić o trzeciej w nocy? — Sprzeciw! — krzyknął pan Stamler, adwokat Donny. Był tej samej wagi i wzrostu co Ed Gerber. Wiek obu także się zgadzał. Mogliby śmiało zamienić się rolami, tyle że zdaniem Victora Ed Gerber był jednak lepszy. — Przepraszam. Sformułuję to inaczej. Panie Cressy, w co ubrana była pańska żona? — Miała na sobie koszulę nocną. — A gdzie w tym momencie były dzieci? — W domu. Spały. — Zechce pan opisać szczegółowo wszystko, co pan wtedy widział. Na twarzy Victora odbiło się zakłopotanie. Szczere, uznała Donna. Wybacz im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią, westchnęła w duchu. Victor przysiągł mówić prawdę, no i mówi prawdę, a że jest to jego prawda, tak jak on ją widzi i rozumie, cóż... Jej szansa nadejdzie później. Ostatnia szansa. — Usłyszałem stuknięcie frontowych drzwi, więc wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem, że żona otwiera samochód i sadowi się za kierownicą. Pamiętam swoje zdumienie. Zaskoczyło mnie to, że zdecydowała się znowu jeździć, a jeszcze bardziej, że o tej porze. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia o jej związku z doktorem Segalem. — Sprzeciw. Nie istnieje żaden dowód na to, że pani Cressy miała zamiar spotkać się tej nocy z doktorem Segalem. — Podtrzymuję. — Sędzia. Tej samej wagi i wzrostu co obaj obrońcy. Chyba ze dwadzieścia lat starszy. — Czy pani Cressy rzeczywiście gdzieś pojechała? — Nie. Włożyła kluczyk do stacyjki i włączyła silnik, ale potem siedziała już tylko za kierownicą, jakby nie umiała ruszyć. No i zaczęła się trząść. Na całym cielec Trwało to dłuższą chwilę. W końcu wyłączyła silnik, wysiadła i poszła do domu. Pobiegłem do salonu zobaczyć, czy dobrze się czuje, no i stwierdziłem, że płacze. Spytałem ją, co się stało... — I co ona na to? — Kazała mi wracać do łóżka, a sama poszła do swego pokoju. — Mieliście osobne sypialnie? — Tak. — Powiedziane to zostało z głębokim zażenowaniem. — Dlaczego? — Donna sobie tego życzyła. — Od samego początku?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgbp.keep.pl
|