Felding Liz - Lista życzeń

image Indeks       image Finanse,       image Finanse(1),       image Filozofos,       image Fesenjan,       image Fenix,       

Odnośniki

Felding Liz - Lista życzeń, e-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Liz Fielding
Lista życzeń
PROLOG
- Juliet? Czas na nas.
Juliet Howard oderwała wzrok od zestawienia, nad któ­
rym ślęczała, i uśmiechnęła się do stojącego w drzwiach
mężczyzny. Paul Graham miał na sobie typowy biurowy
strój: ciemny garnitur, białą koszulę, krawat w dyskretne
paski, lecz prezentował się zgoła nieprzeciętnie. Surowe
wyraziste rysy przystojnej twarzy nadawały mu wygląd ak­
tora lub modela. Prawdziwa ozdoba biura, myślała, patrząc,
jak zamyka drzwi i kieruje się w jej stronę.
W dodatku należał wyłącznie do niej. A w każdym razie
tak będzie z końcem miesiąca, gdy minie termin praktyki,
na którą został oddelegowany z banku. Wtedy przestanie
odnosić się do nich zasada zakazująca związków między
pracownikami tej samej firmy. Paul dostosował się do usta­
lonych przez Juliet reguł, czasem tylko, zresztą w bardzo
uroczy sposób, okazywał swoją niecierpliwość.
- Mówiłam ci, żebyś nie robił tego w biurze - skarciła go,
gdy pochylił się nad biurkiem, żeby ją pocałować.
Paul z poważną miną położył dłoń na sercu.
- Przysięgam, że nie zrobię tego nigdy więcej.
Prawdę mówiąc, nie takiej reakcji oczekiwała, ale po­
wiedziała tylko:
- Postaraj się dotrzymać słowa.
Niezrażony wyciągnął rękę i przesunął kciukiem po jej
wargach.
- Rozmazałem ci szminkę. Lepiej ją popraw, zanim wej­
dziesz do sali obrad. Naszemu wysoko urodzonemu preze­
sowi raczej nie przypadnie do gustu niechlujny makijaż.
Prezes firmy, któremu właśnie nadano tytuł szlachecki,
jawnie głosił, że kobiety nadają się wyłącznie do wychowy­
wania dzieci i innych nużących zajęć, którymi stworzeni
do wyższych celów mężczyźni nie powinni zawracać sobie
głowy. Nigdy nie ukrywał niechęci do Juliet. Jednak była
cennym pracownikiem, toteż jak dotąd nie znalazł pretek­
stu, aby się jej pozbyć. Ze złośliwą satysfakcją pomyślała, że
gdy przedstawi swój plan usprawnienia transportu, będzie
musiał widywać ją znacznie częściej.
- W przyszłym tygodniu będzie miał poważniejsze prob­
lemy niż mój makijaż. - Uśmiechnęła się.
Ostatnio często miała powody do uśmiechu. Kiedy sie­
dem lat temu, ściskając w garści dyplom z zarządzania,
przyszła do firmy Markham i Ridley, jej największą am­
bicją było zasiąść w radzie nadzorczej tego konserwatyw­
nego i zdominowanego przez mężczyzn przedsiębiorstwa.
Firma zajmowała się wydobyciem surowców, głównie kru­
szyw, a stare przepisy, obowiązujące w przemyśle wydo­
bywczym, praktycznie zapewniały jej monopol w niektó­
rych regionach kraju.
Przed podjęciem pracy Juliet zrobiła rozeznanie w dzia­
łalności przedsiębiorstwa, sprawdziła to i owo, po czym
dała sobie dziesięć lat na realizację własnych planów.
Trzy miesiące temu John Ridley poprosił ją o przygoto-
wanie długoterminowego planu obniżenia kosztów i pod­
niesienia wydajności. Była to wyraźna zapowiedź, że Juliet
może liczyć na awans. Teraz jej projekt był już właściwie
gotowy. W poniedziałek zamierzała przedstawić go zarzą­
dowi.
Dostanie stanowisko dyrektora, dzięki czemu udowod­
ni, że jest tyle samo warta co wszyscy mężczyźni razem
wzięci. Miała też Paula, najbardziej troskliwego, czarujące­
go i uprzejmego partnera, jakiego można sobie wymarzyć.
- Pójdę przypudrować nos. Pamiętaj, żeby wziąć dla
mnie kieliszek szampana.
- Tak jest!
Poprawiła fryzurę, przejechała szminką po wargach,
obciągnęła żakiet i znów się uśmiechnęła. Przebyła długą
drogę, wykonała mnóstwo ciężkiej pracy, ale opłaciło się.
Wreszcie dotarła do celu.
Sala konferencyjna była już pełna i w pierwszej chwili
Lucy nie dostrzegła Paula. Wzięła z tacy kieliszek szampa­
na i wcisnęła się do środka. Najwyraźniej przyszła ostatnia.
Trochę zbyt długo oddawała się marzeniom.
Nie miała czasu zastanawiać się nad tym dłużej, bo­
wiem dyrektor naczelny firmy poprosił o uwagę, po czym
wzniósł toast na cześć prezesa. Juliet upiła łyk szampana,
czekając na nieuniknione przemówienie.
Mowa była znacznie krótsza, niż Lucy się spodziewała.
Ale jak się okazało, dla niej i tak o wiele za długa.
- Oczywiście jestem szczęśliwy z powodu zaszczytu, ja­
kiego dostąpiłem, jednak największą przyjemność sprawi
mi ogłoszenie czegoś, co planuję od chwili, gdy trzydzieści
lat temu zostałem jego chrzestnym ojcem. - Wyciągnął rę-
kę i położył ją na ramieniu stojącego obok mężczyzny. Ju-
liet wychyliła się, żeby zobaczyć, kto to taki.
Paul.
Pełną wyczekiwania ciszę zakłócił tylko nieznaczny sze­
lest, gdy dwie lub trzy osoby odwróciły się, żeby spojrzeć
na Juliet.
Paul był synem chrzestnym Markhama? Czemu nigdy
o tym nie wspomniał?
- Wszyscy znacie Paula Grahama - ciągnął prezes. -
Dołączył do nas kilka miesięcy temu i doskonale wykorzy­
stał ten czas, przyglądając się, jak pracujemy. Za chwilę po­
wie nam, jak możemy to robić lepiej. Od tej chwili zostaje
członkiem zarządu, gdzie będzie odpowiedzialny za wdro­
żenie swoich planów dotyczących usprawnienia organiza­
cji i ograniczenia kosztów transportu. Za rok nasza firma
będzie pracować sprawniej i bardziej efektywnie. Ruszymy
całą parą, zostawiając konkurencję daleko w tyle.
Pauza, która nastąpiła po tym oświadczeniu, trwała tro­
chę za długo. Tym razem jednak nikt nie patrzył na Juliet.
Zresztą i tak by tego nie spostrzegła. Widziała tylko Paula.
Jego plan? Całą parą? To było żywcem zerżnięte z jej
raportu...
Co tu się, do diabła, dzieje? Czemu Paul tam stoi? To
ona powinna być na jego miejscu! Dlaczego w ogóle na nią
nie patrzy? To jakiś żart...
- Przyłączcie się, proszę, do toastu, który chcę wznieść
na cześć Paula i lepszej przyszłości.
To jednak nie był żart. Podnosząc kieliszek, jego lor-
dowska mość spojrzał prosto na nią. Na jego twarzy poja­
wił się pełen wyższości uśmiech.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gbp.keep.pl