Fielding Liz - Alfabet uczuc

image Indeks       image Finanse,       image Finanse(1),       image Filozofos,       image Fesenjan,       image Fenix,       

Odnośniki

Fielding Liz - Alfabet uczuc, F

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Liz Fielding
Alfabet uczuć
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pogrzeby i śluby. Sebastian Wolseley nie cierpiał ani
jednego ani drugiego. Pogrzeby przynajmniej zwalniały
go z uczestnictwa w jeszcze bardziej męczących weselach,
a ostatnią rzeczą, na jaką miał teraz, po pogrzebie wujka
George'a ochotę, było świętowanie czegokolwiek.
- Wydaje mi się, że potrzebuje pan czegoś mocniejszego.
Oderwał wzrok od kieliszka, który trzymał w ręce, że­
by zobaczyć, kto przerywa jego depresyjne rozmyślania.
Kobieta która wypowiedziała te słowa, siedziała samotnie
przy stoliku. Jako jedyna nie poszła tańczyć. Patrzyła na
niego spokojnym, chłodnym wzrokiem. Miał nieodparte
wrażeni;, że obserwowała go już od dłuższego czasu.
Zdecydowanie nie była osobą, na którą zwraca się uwa­
gę. Właściwie była nijaka, ale miała w sobie coś takiego, co,
pomijając jego dobre maniery, powstrzymało go od odsta­
wienia kieliszka i wyjścia.
- Nie muszę być jasnowidzem, by wiedzieć, że pana
myśli błądzą daleko od tego całego show zatytułowanego
„Póki śmierć nas nie rozłączy" - mówiła dalej, wciąż bez
uśmiechu. - Trzyma pan ten kieliszek w ręce tak długo,
że na pewno jego zawartość jest już ciepła. Powiem pa­
nu nawet więcej - myślę, że najchętniej wróciłby pan jak
6
Liz Fielding
najszybciej do domu, zamiast świętować zawarcie czyjegoś
małżeństwa.
- Jak widzę, umie pani czytać w myślach - odrzekł, od­
stawiając prawie pełny kieliszek na jej stół.
Kobieta przechyliła głowę trochę na bok, co sprawiło, że
wyglądała jak ciekawski ptaszek.
- Czy to był ktoś bliski? - spytała, nie używając wcale
ugrzecznionego, nabożnego tonu, jakim mówi się do ludzi
pogrążonych w żałobie. Równie dobrze mogłaby go zapy­
tać, czy ma ochotę na herbatę.
Wprawdzie takie rzeczowe podejście trochę dziwiło, ale
stanowiło przyjemne wytchnienie od szaleństwa, jakie za­
panowało w życiu Sebastiana w ciągu ostatniego tygodnia.
Po raz pierwszy od jakiegoś czasu poczuł, że część napięcia,
jakie w nim było, znika.
- Dość bliski. Mój szalony, zły wujek George. W zasa­
dzie daleki kuzyn, dużo ode mnie starszy...
Kobieta oparła się łokciami o stół, podpierając twarz na
dłoniach. Nawet w półmroku długiego, letniego wieczo­
ru, oświetlonego jedynie świecami i kolorowymi lampka­
mi rozwieszonymi na drzewach, widać było, że jej twarz
nie ma delikatnych rysów. Nie było w niej nic z klasycz­
nej piękności. Najwyraźniej jej siła wydobywała się z wnę­
trza. Nie flirtowała z nim. Była po prostu zainteresowana
rozmową.
- Szalony, zły i niebezpieczny. To duża pokusa dla na­
iwnych kobiet. Czy buntowniczość jego natury wynikała
z chęci wyróżniania się, czy było to raczej świętowanie ży­
cia na pełnych obrotach? - spytała z powagą.
Było już zbyt późno, żeby wycofać się z rozmowy, na-
Alfabet uczuć
7
wet gdyby Sebastian tego chciał. Odsunął krzesło stojące
naprzeciwko kobiety i usiadł.
- To zależy od punktu widzenia. Rodzina skłaniała się
raczej ku temu pierwszemu tłumaczeniu, przyjaciele ku
drugierru.
- A pan?
- Cały czas staram się to wszystko zrozumieć - powie­
dział. - Ale ilu jest takich ludzi, którzy wiedząc, że zostało
im tylko kilka tygodni życia, urządzają ze swojego odej­
ścia teatr rozbawiając przyjaciół, ale przy okazji oburzając
rodzinę; Takie ekstrawaganckie wyczyny, o których ludzie
mówiliby jeszcze przez kilka lat?
- Teatr?
- Navet królowa Wiktoria byłaby dumna - odparł Se-
bastian. - Aczkolwiek nie jestem pewien, czy podobało­
by się jej, że serwowano tylko wędzonego łososia, kawior
i najlepszego szampana.
- Jeśli o mnie chodzi, brzmi nieźle.
- Tak, wujek chciał, żeby wszyscy dobrze się bawili. Wielu
jego przyjaciół nawet teraz bierze sobie do serca to życzenie.
- Według mnie, to ani nic złego, ani szalonego. Uważam,
że to wspaniałe. Dlaczego pan się do tego nie zastosuje?
- Żeby się dobrze bawić? Dobre pytanie. Może dlatego,
że opłakuję moje własne życie?
Czekała. Najwyraźniej była dobrym słuchaczem i wie­
działa, i e on potrzebuje z kimś porozmawiać. Z kimś ob­
cym, bo czasami można się otworzyć tylko przed niezna­
jomym.
- To właśnie mnie mój szalony wujek wyznaczył do po-
sprzątania tego całego bałaganu, kiedy impreza się skończy.
8
Liz Fielding
- Naprawdę? - Zdziwiła się, że jego wuj wybrał dużo
młodszego i najwyraźniej dalekiego krewnego. - Pan jest
prawnikiem?
- Bankowcem.
- No tak. To dobry wybór.
- Nie jestem tego taki pewien.
Na jej twarzy pojawił się ledwo widoczny wyraz rozba­
wienia.
- Najwyraźniej można by to było ocenić dopiero po kil­
ku skrzynkach szampana.
- Chyba tak. Ma pani rację, nie wypada wyciągać swoich
problemów w trakcie wesela. Chciałem wznieść toast za
młodą parę i proszę, co narobiłem. Powinienem zadzwo­
nić po taksówkę.
Nie ruszył się jednak z miejsca.
- Czy dobra whisky pomoże odpędzić złe duchy prze­
szłości?
Zauważył, że jej oczy wcale nie były nijakie. Miały nie­
zwykły kolor, bardziej bursztynowy niż brązowy i otoczo­
ne były gęstymi rzęsami. Kobieta miała też szerokie i pełne
usta. Nagle zapragnął zobaczyć, jak ona się uśmiecha.
- Mogłaby - przyznał. - Spróbuję, jeśli przyłączy się pa­
ni do mnie.
Kiedy spojrzał w kierunku namiotu, w którym tańczo­
no, zaczął żałować, że nie trzymał buzi na kłódkę. Prze­
pychanie się do baru przez rozbawiony tłum gości to była
ostatnia rzecz, na jaką miał ochotę.
- Nie musi się pan przedzierać przez tę tańczącą hordę
- zapewniła go. - Niech pan wejdzie przez drzwi balkono­
we. Na stoliku przy sofie znajdzie pan karafkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gbp.keep.pl