Ferris - Kolorowe fiolki

image Indeks       image Finanse,       image Finanse(1),       image Filozofos,       image Fesenjan,       image Fenix,       

Odnośniki

Ferris - Kolorowe fiolki, Harry Potter, Fanfiction

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ferris - Kolorowe fiolki

 


Severus Snape był wyjątkowo nieszablonowym człowiekiem. Tak bardzo, jak bardzo nieszablonowa może być śpiewająca mumia. Wiedzieli o tym wszyscy, którzy chociaż raz mieli przyjemność spotkać szanownego Mistrza Eliksirów i natknąć się na jego wyjątkowo dopieszczone poczucie złośliwości, sarkazm i ironię.

Severus Snape się nie uśmiechał – chyba że był to uśmieszek złośliwy bądź pogardliwy. Mistrz Eliksirów również się nie cieszył – pomijając te sytuacje, kiedy uczniowie drżeli przed nim ze strachu, kiedy psuli najprostsze eliksiry, a on pokazywał im, gdzie tak naprawdę jest ich miejsce – to znaczy z pewnością nie na lekcji eliksirów – i gdy mógł im to wygarnąć. Ogarniała go wtedy radość, wypełniając go całego, od palców stóp, aż po koniuszki tłustych włosów.

Severus Snape zawsze chodził skwaszony jakby najadł się cytryny, a jego humor można było rozpoznać po stopniu nachylenia kącików ust.

Nie bywał on uprzejmy i miły. Takich słów nie było nawet w jego słowniku. Można by nawet pomyśleć, że całą swoją energię zużywał na byciu niemiłym i to na każdym kroku, doprowadzając otoczenie do granic wytrzymałości, nerwic i daleko idących paranoi. Tylko jedna osoba zdawała się opierać jego wyrafinowanemu czarowi, a był to sławny dyrektor szkoły Magii i Czarodziejstwa – Albus Dumbledore we własnej, znakomitej osobie. On jednak co prawda zdawał się nie ulegać jakimkolwiek wpływom, co nie przeszkadzało Mistrzowi Eliksirów ciągle próbować. Wierzył święcie w to, że każdy kiedyś daje za wygraną.

Nikt, kto znał Severusa Snape’a, nie mógł o nim powiedzieć dobrego słowa. Każdy jednak wiedział, że ten to mroczny człowiek ma swoje równie mroczne sekrety…

Wieczorami, kiedy nikt już mu nie przeszkadzał, po trudach całego dnia spędzonego w klasie z bandą mało rozgarniętych, nic nie rozumiejących i nie szanujących jakże wspaniałej sztuki warzenia eliksirów półgłówków, mógł wreszcie zamknąć się w swoim gabinecie i poświęcić czas swoim pasjom. Mistrz wiele takich posiadał, ale tą, której oddawał się całym sobą – wkładając w to również swoje zimne i mroczne serce – były oczywiście eliksiry, eliksirki, wywary, maści, smarowidła, napary, mazidła, pomady, wyciągi roślinne i zwierzęce, esencje, trucizny, mikstury, syropki, olejki, balsamy, nawilżacze – nie tylko do powietrza i tego typu inne wspaniałości, doprawiane szczyptą czarnej magii, a jakże. Severus Snape bardzo dbał o swoje klejnoty. Pielęgnował je codziennie, czyścił z kurzu półki i buteleczki – i to wcale nie przy pomocy magii, ale własnoręcznie; miękką ściereczką. Układał je skrupulatnie, według kolorów i zastosowania. Na fiolki, buteleczki i słoiczki naklejał małe karteczki z dokładnym opisem. Nie żeby nie wiedział, który do czego służy! Mistrzowi nie były potrzebne takie informacje. Robił to, bo lubił; tak dla zwykłej przyjemności.

Mistrz bardzo dbał o swoje drogocenne eliksiry. Wiedział o tym każdy, ale nikt nie wiedział, że Severus Snape w swej troskliwości również im śpiewał.

Gdyby ktoś przesiadywał pod jego gabinetem, albo gdyby chociaż przechodził obok niego późną nocą, mógłby usłyszeć, jak w pokoju rozbrzmiewa donośny, czysty głos.
 

Kolorowe fiolki w kieszoneczce noszę,
Kolorowe fiolki bardzo lubią mnie.
Kolorowe fiolki, kiedy je poproszę,
Zaczarują wszystko to, co chcę!





Może zaciekawiony zajrzałby wtedy przez dziurkę od klucza i zobaczyłby, że Mistrz nie tylko śpiewa, ale – dzierżąc w dłoni kolorowe buteleczki – tańczy po całym gabinecie raz w kółeczko, raz w kwadracik, zazwyczaj w rytmie trzy czwarte, w chwilach uniesienia tuląc je do siebie, a w innych spoglądając na nie pieszczotliwie. Może wtedy zmieniłby zdanie o złym, mrocznym Mistrzu Eliksirów, bo przecież ktoś, kto tak traktuje przedmioty martwe (niech on by to tylko usłyszał!), nie może być zły.

Wręcz przeciwnie. Severus Snape był nie tylko dobry, ale i twórczy. Za każdym razem wymyślał nowe słowa i układy taneczne. Oczywiście z myślą o tym, żeby nie było nudno. Mieszkańcy jego gabinetu zdawali się to doceniać.

Niestety, zwykły śmiertelnik nie miał szans na poznanie oszałamiającego talentu Mistrza Eliksirów. Nikt, kto miał choć odrobinę zdrowego rozsądku, nie zbliżał się do lochów i gabinetu Mistrza ani w dzień, ani tym bardziej w nocy.

Nadeszła jednak w końcu ta wiekopomna chwila, kiedy to Severus Snape został przyłapany na gorącym uczynku.

Tej nocy, dyrektor Hogwartu, znany szerszej publiczności jako Albus Dumbledore, miał bardzo pilną sprawę do swojego podwładnego. Potrzebował go natychmiast, w tej chwili i bez zwłoki, aby omówić pewne istotne plany. Zrobił więc to, co robił zazwyczaj w takich sytuacjach, a mianowicie bez chwili wahania włożył głowę do kominka. Kiedy już ta mądrzejsza cześć ciała pedagoga znalazła się w severusowym kominku, dyrektor oniemiał. Był dosłownie w szoku, kiedy do jego uszu dobiegła piosenka wyśpiewywana przez Mistrza Eliksirów na całe gardło.

Kolorowe fiolki, kiedy je poproszę,
Zaczarują wszystko to, co chcę!




Albus wodził za nim wzrokiem, co najmniej zdezorientowany. Severus tańczył teraz w trójkącik z eliksirem wysadzającym (nitrogliceryną w czystej postaci) w jednej ręce, a trucizną (z dużą domieszką strychniny) w drugiej, uśmiechając się radośnie.

Dyrektor sapnął zaskoczony. Pomyślał właśnie, że nie jest to najlepszy pomysł i czas, aby przeszkadzać Mistrzowi Eliksirów. Szczególnie, kiedy dobiegły go kolejne wersy piosenki, utwierdził się w swoim przekonaniu.

Zaczarują Dropsa no i z blizną chłopca,
I Gryfonów z dymem puszczą, jeśli chcę…




Dumbledore czym prędzej wycofał się do swojego gabinetu, jakby go goniło stado rozpędzonych gumochłonów. Z szybko bijącym sercem zapadł się w swoim fotelu, z niedowierzaniem kręcąc swą siwą głową. Czego jak czego, ale tego się po Severusie nie spodziewał. Kto by pomyślał…

Fawkes, widząc niecodzienną, wyjątkowo zmartwioną minę swego pana, sfrunął z żerdzi na oparcie albusowego fotela i w geście pocieszenia ułożył głowę na jego ramieniu.

– Fawkes, żebyś ty wiedział… – wymamrotał dyrektor, głaszcząc ptaka po główce.

– Ćwir? – zapytał ulubieniec dyrektora.

– Ach, ten Severus i jego chwilowe zachwiania psychiczne…

W tym momencie z za ramienia profesora wypłynęła skrzekliwie wyćwierkiwana melodia.

Dyrektor spojrzał na ptaka urażony.

– I ty, feniksie, przeciwko mnie?

 

 

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gbp.keep.pl