Odnośniki
- Indeks
- Fforde Katie - Dom Flory(1), Kuciapka123
- Fforde Katie - Powtórka z małżeństwa(1),
- Fizyka egzamin, Nawigacja
- Field Of Innocence [Full Band], NUTY
- Filozoficzno-etyczne przesłanki praw i wolności człowieka, Psychologia, Socjologia
- Feel - Pokonaj Siebie(3), KARAOKE
- Feather Jane - CNOTA[1], Historyczny - Anglia-okres regencji
- Fall Out Boy - Dance Dance, Nuty
- Fasola mung, WARZYWA I OWOCE(4)
- Field Of Innocence, Nuty 1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oprawy.xlx.pl
|
Fforde Katie - Powtórka z małżeństwa(2),
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Katie Fforde POWTÓRKA Z MAŁŻEŃSTWA 1 - Dlaczego nie wchodzisz? Chyba nie myślisz stać z ko szykiem w drzwiach, jakbyś miała pozować do portretu. Szok i zmieszanie sprawiły, że na chwilę ją zamurowało. „Jak do tego doszło - myślała - że niski, tęgi, sympatyczny i nikomu niewadzący Enzo w ciągu jednej nocy przemienił się w wysokiego czarnobrewego potwora, z którym się przed dziesięcioma laty rozwiodła?" Z trudem przekroczyła próg. - Zdejmij z nóg te cholerne gumiaki! - usłyszała. - To nie wiejska zagroda, ale nowoczesna kuchnia-laboratorium. Paulina machinalnie spojrzała na swoje stopy i stwierdzi ła, że faktycznie podłoga jest o wiele czyściej sza niż daw niej. Ale gdy podniósłszy oczy, napotkała wzrok byłego małżonka, z jej ust wyrwał się głośny okrzyk protestu: - Nie!!! - Czyżbyś się na starość zrobiła kłótliwa? - spytał. - Inna rzecz, że zawsze miałaś trudny charakter... - Nieprawda! Wcale nie mam trudnego charakteru. A gdzie się podziewa Enzo? - Przypuszczam, że wyjechał i teraz się kąpie w słońcu Neapolu. Ale prawdę mówiąc, nie wiem. Skąd, u diabła, miałbym to wiedzieć? Po chwili Paulina sobie uświadomiła, że nie tylko Enzo uległ przerażającej metamorfozie, ale wszystko w tej kuchni rady kalnie się zmieniło: stało się zaskakująco białe. Od pięciu lat codziennie dostarczała tu świeżych jarzyn. Było to przyjazne miejsce, w którym zawsze panował duży ruch, obecnie jednak 9 upodobniło się do sterylnej sali operacyjnej. Gdzieś się podziały zgiełk i wieczny rozgardiasz; z radia nie dochodziło już wesołe brzęczenie programu pierwszego, towarzyszące niczym chór grecki kuchennemu gwarowi. Nikt nie śpiewał ani nie klął, nikt nie trzaskał garnkami ani patelniami. Odnosiła wrażenie, że w ogóle nikt tu nic nie robi. Dwie pozostałe osoby, znajdujące się w kuchni, choć dobrze jej znane, też wyglądały zupełnie inaczej niż dawniej. Zarówno podkuchenna, Janey, ubrana zwykle w jaskrawo kolorowe bawełniane spodnie, bluzę z napisami oraz pasiasty fartuch, jak i pomywacz, Greg, którego zapamiętała w roz ciągniętych dżinsach i niechlujnym podkoszulku - stali teraz przed nią w śnieżnobiałych kitlach i białych spodniach, jakie noszą kucharze. Co więcej, Janey, licząca sobie nie więcej niż siedemnaście lat, usiłowała nawet schować pod biały czepek swoje bujne kasztanowe włosy. Jednak niesforne, podobnie jak ich właścicielka, desperacko próbowały wy rwać się z zamknięcia. Przy telefonie nie wisiał poplamiony tłuszczem i pobaz- grany kalendarz, na którym zaznaczano nie tylko święta, ale i daty urodzin pracowników. Jego miejsce zajęła ładna biała tablica z przytwierdzonym do niej grubo piszącym długopi sem; żadna uśmiechnięta buzia nie ożywiała tej pustej tafli. Z okiennego parapetu zabrano duże donice pełne świeżych ziół, pochodzących z warzywnika Pauliny. Zniknął gruby warkocz czosnku, przywieziony z Francji, ulotniły się także strączki chilli. Wprawdzie były zbyt ostre, by ich używać do potraw, ale zawieszone w pęczkach umilały widok swoim radosnym i apetycznym wyglądem. Zdematerializowała się również „lista błędów". Spisywano na niej pomyłki i niedo ciągnięcia, jakie zdarzyły się w ciągu tygodnia. Osoba, która miała najwięcej wpadek - zwykle był nią Enzo - stawiała pozostałym piwo. Wypijali je wspólnie w sobotę wieczór, po zamknięciu lokalu. Zniknięcie „listy wpadek" Paulina uznała za widomy znak, że rządy Enza ostatecznie się skończyły: zdetronizował go zły dyktator. Stojąc w kuchni, czuła, że znajduje się w centrum uwagi i zły dyktator nie spuszcza z niej wzroku: przygląda jej się 10 z aż za dobrze znaną, zachmurzoną miną. Postanowiła jed nak udawać, że wszystko jest po staremu. - Cześć, Janey! Witaj, Greg! - zawołała. - Jak się macie? W odpowiedzi Greg i Janey sztywno kiwnęli głowami, ale słowem się nie odezwali. Janey zachowywała się jak królik, który wpadł w sidła. Nie zaproponowała, jak przedtem bywało, że zaraz postawi wodę na herbatę lub zrobi tosty, nie zabrała się też do przetrząsania przyniesionych przez Paulinę jarzyn, czemu zwykle towarzyszyły okrzyki zadowolenia lub przera żenia, zależnie od tego, co znalazła w łubiance. Dziewczyna miała oczy czerwone od płaczu, ale Paulina nie potrafiła z całą pewnością powiedzieć, czy powodem łez była spora sterta drobno posiekanej cebuli na desce do krajania jarzyn, czy fakt, że Enza zastąpił nowy szef. Greg, który był tu nie tylko pomywaczem, ale raczej chłopcem do wszystkiego, uczesał dziś swoje długie włosy w koński ogon i zamiast przewiązać głowę, jak dawniej, kolorową apaszką, przykrył ją białym czepkiem. Nie do wcipkował, nie opowiadał nieprzyzwoitych kawałów na te maty damsko-męskie lub rasistowskie ani nie robił uwag, z reguły niepoprawnych politycznie, które zawsze pobudzały Paulinę do śmiechu, nawet wbrew jej woli. Paulina odniosła wrażenie, że w kuchni działają jakieś dziwne złe czary, i od razu nabrała podejrzeń, że czarowni kiem odpowiedzialnym za tę magię jest Lucas Gillespie. - Pewnieście się już domyślili - zwrócił się do persone lu - że nie od dzisiaj znamy się z Paulina. - Spojrzał na nią z ukosa. Zesztywniała, słysząc te słowa. Nie chciała, żeby doszło do publicznego prania ich przesiąkniętych łzami brudów. - To trwało krótko i zdarzyło się dawno temu - dodał. - Oboje byliśmy wtedy bardzo młodzi. Uspokoiła się. Zrozumiała, że Lucas też woli, żeby się nie dowiedziano o jego nieudanym małżeństwie. - Ja wciąż jeszcze jestem młoda - wtrąciła. Wzruszył ramionami. - Lepiej powiedz, co nam dzisiaj przywiozłaś. Zajrzała do koszyka. - To, co zawsze zamawiał Enzo: roszponkę, cykorię 11 w kilku odmianach, włoską kapustę, jarmuż, takie jak zwy kle jarzyny na sałatkę, zieloną sałatę i pędy grochu z liśćmi i strąkami. - Całe pędy? - Tak! Groch wspaniale obrodził. - W każdym razie dla niej wspaniale... Mocno się napracowała, ale zarobiła na nim sporo pieniędzy. Pogmerała w koszu, odłamała liść i podała Lucasowi. Zgniótł go w palcach. - Hmm... - zdziwił się. - Czy dobrze się przetrzymuje? - Oczywiście! Wszystkie moje warzywa dobrze się prze trzymują. - Pewnie dlatego twoje ceny są wygórowane? - pytał z uniesionymi brwiami. - Przejrzałem rachunki - dodał. Paulina poczuła się dotknięta. - Być może moje ceny wydają ci się wysokie, ale towar, jaki dostarczam, jest najlepszej jakości. Jeśli jednak nie masz ochoty u mnie kupować, w każdej chwili możesz przestać. Mam mnóstwo zamówień od innych restauracji. - Nie po wiedziała mu jednak, że tamte nie są tak wygodnie usytuo wane jak Grantly House Hotel. Wiele było zbyt oddalonych, by opłacało się dostarczać im towar. Niemniej istniały... - Czy podejmiesz się uprawy każdego warzywa? - Nie! Nie podjęłabym się uprawy nie przynoszącej zys ku. Przecież muszę zarabiać na życie. - A jak się zapatrujesz na przykład na pieprz turecki? Zaprzeczyła ruchem głowy. - Wymaga za dużo opału; uprawa byłaby za droga. Lucas zamyślił się i spochmurniał. - Zaczekaj chwilę - powiedział i skierował się do chłodni. Gdy wyszedł z kuchni, spytała scenicznym szeptem: - Co się, na Boga, stało z Enzem? I dlaczego właśnie ten typ zwalił wam się na głowę? Janey rzuciła trwożne spojrzenie w stronę chłodni. - Enzo przeszedł na emeryturę - szepnęła nerwowo. - Ale z nowego szefa kuchni jesteśmy bardzo zadowoleni. Cieszy się dobrą opinią. - Tak? - zdziwiła się Paulina. Dla niej wciąż jeszcze 12
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgbp.keep.pl
|