Odnośniki
- Indeks
- Fakty i Mity 2012-08, FiM 2012
- Firmware Update Emgeton Consul 3 English, Tablet Manta Mid 08, Manta mid08
- Files List v051, Sims 3 Store 08.2013 (package and decrapified sims3pack files)
- Fill My Empty Heart Jacob Black, Twilight (tylko EN pow. 100,000 słów)
- Five Minutes To Midnight, Twilight (tylko EN pow. 100,000 słów)
- Fearless, Twilight (tylko EN pow. 100,000 słów)
- First Light, Twilight (tylko EN pow. 100,000 słów)
- Fireworks, Twilight (tylko EN pow. 100,000 słów)
- Feist Raymond E. - Mrok w Sethanon (SCAN-dal 876) (www.cuwroclaw.blogspot.com), Biblioteka Konesera
- Finanse Ćwiczenia 08.05, GWSH
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teatralia.htw.pl
|
Feehan Christine - Mrok 08 - Mroczny obrońca (oficjalne)(1), 000 Mroczna seria - Christine Feehan
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Feehan Christine Mrok 08 Mroczny obro ń ca Lucjan, największy karpatiański łowca wampirów, przez wieki żył w mroku, pustce i samotności. Piękna Jaxon roznieca w nim nieznany ogień, a w jego sercu nadzieję, że oto wreszcie znalazł swą drugą połowę. Jax nieprzypadkowo wybrała pracę w policji. Poświęciłaby wszystko, by chronić innych. Obdarzona szóstym zmysłem zawsze wie, gdzie czai się zło. Ale nawet jej niezwykły dar może nie ochronić jej przez groźbą, która prześladuje ją od lat. Czy obroni ją nieznajomy o nieprzeniknionych oczach i delikatnych ustach? Czy Jax znajdzie w ramionach Lucjana wybawienie, czy jego zachłanne pocałunki ściągną na nią niebezpieczeństwo, z jakim nie zmierzy się żaden śmiertelnik… Prolog Jucjan Woloszczyzna, rok 1400 Wioska była zdecydowanie za mała, żeby oprzeć się błyskawicznie nadciągającej armii. Nic nie mogło spowolnić pochodu osmańskich Turków. Niszczyli wszystko na swej drodze, wszystkich okrutnie mordowali. Ciała wbijali na pale z surowego drewna i zostawiali padlinożercom, by dokończyły dzieła. Krew lała się strumieniami. Nie oszczędzano nikogo, nawet najmłodszych dzieci ani najstarszych starców. Najeźdźcy palili, torturowali, okaleczali, zostawiając za sobą tylko szczury, ogień i śmierć. We wsi panowała przedziwna cisza; nawet dziecko nie ośmieliło się zapłakać. Ludzie spoglądali po sobie z rozpaczą i beznadzieją. Nikt nie przyjdzie im z pomocą, nie było sposobu, by powstrzymać masakrę. Wobec potwornego wroga ugną się tak jak wszyscy przed nimi. Byli zbyt nieliczni, a do walki z nadciągającymi hordami mieli zaledwie broń wieśniaków. Byli bezsilni. I nagle dwóch wojowników wyłoniło się z nocnej mgły. Poruszali się, jakby stanowili jedno - jedna myśl, jeden krok. W ich gestach znać było pewien szczególny zwierzęcy wdzięk. Sunęli płynnie, miękko w absolutnej ciszy. Obaj wysocy, o szerokich barach, z długimi, opadającymi na ramiona włosami i oczami, z których wyzierała śmierć. Niektórzy twierdzili, że w głębi tych lodowatych czarnych oczu można dostrzec czerwone ognie piekieł. Dorośli mężczyźni usuwali im się z drogi, kobiety chowały się w cień. Wojownicy nie patrzyli w lewo ani w prawo, a mimo to widzieli wszystko. Moc przywarła do nich niby druga skóra. Zatrzymali się i stali nieruchomo niczym okoliczne góry, gdy kawałek ponad rozrzuconymi po wsi chatami dołączył do nich przedstawiciel starszyzny. Stąd mogli spoglądać na opustoszałą łąkę, która dzieliła ich od lasu. - Jakie nowiny? - spytał starszy. - Z każdej strony napływają wieści o rzeziach. Teraz nasza kolej. I nic nie może powstrzymać tej powodzi śmierci. Nie mamy dokąd iść, Lucjanie. Nie mamy gdzie ukryć naszych rodzin. Będziemy walczyć, ale pokonają nas tak jak innych. - Spieszyliśmy się, Starcze, bo tej nocy jesteśmy potrzebni gdzie indziej. Krążą słuchy, że poległ nasz Książę. Musimy wracać do swoich. Zawsze byłeś dobrym i życzliwym człowiekiem. Zanim odejdziemy, zrobimy z Gabrielem co w naszej mocy, żeby wam pomóc. Wrogowie mogą się okazać niezwykle zabobonni. Ton głosu Lucjana był czysty, miękki niczym aksamit. Ktokolwiek go usłyszał, nie umiał oprzeć się jego mocy. Każdy chciał tylko słuchać go wciąż i wciąż. Sam ten głos potrafił czarować, uwodzić, a nawet zabić. - Idźcie z Bogiem - szepnął wioskowy starszy w podzięce. Mężczyźni ruszyli. Idealnie zgrani, płynnie, cicho. Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem wzroku wieśniaków, w jednej chwili bez słowa zamienili się w sowy. Uderzając mocno skrzydłami, zaczęli zataczać kręgi ponad linią lasu. Wypatrywali uśpionej armii. Kilka kilometrów dalej ziemię setkami pokrywali śpiący mężczyźni. Nisko przy ziemi nadciągnęła biała gęsta mgła. Ucichł wiatr, więc zbita mogła utrzymywać się w jednym miejscu. Obie sowy bez ostrzeżenia spadły bezszelestnie z nieba, z ostrymi niczym brzytwa pazurami wymierzonymi prosto w oczy wartowników. Wydawało się, że ptaki są wszędzie. Ich działania były tak precyzyjnie zgrane, że dopadły ofiar, zanim ktokolwiek zdążył przyjść strażnikom z pomocą. Głuchą ciszę wypełniły okrzyki bólu i przerażenia. W gęstej mgle żołnierze zerwali się i chwytali broń. Szukali wroga, a zobaczyli tylko puste oczodoły i krew spływającą po twarzach biegnących na oślep wartowników. W samym sercu masy żołnierzy dał się słyszeć trzask, a potem kolejny. I tak trzask za trzaskiem dwa szeregi mężczyzn osunęły się na ziemię z przetrąconymi karkami. Tak jakby ukryci w gęstej mgle niewidzialni wrogowie przesuwali się od jednego do drugiego, skręcając karki gołymi rękami. Zapanował chaos. Ludzie z krzykiem zaczęli uciekać w stronę pobliskiego lasu. Ale wtedy znikąd pojawiły się wilki. Potężnymi szczękami chwytały umykających żołnierzy. Jakby na komendę mężczyźni zaczęli padać na własne włócznie. Inni, nie mogąc się powstrzymać, nadziewali na nie swoich towarzyszy. Nie potrafili zwalczyć przymusu, choćby nie wiadomo jak się starali. Na ludzi padł blady strach. Krew i śmierć były wszędzie. Głosy w głowach żołnierzy, głosy w samym powietrzu szeptały o klęsce i śmierci. Ziemia nasiąkła krwią. Noc nie chciała się skończyć. Aż wreszcie nie było miejsca, gdzie można by się skryć przed niewidzialnym terrorem, widmem śmierci i dzikimi bestiami, które przybyły pokonać turecką armię. Rankiem, kiedy mieszkańcy Walachii wyszli, by walczyć, znaleźli już tylko trupy. Lucjan Karpaty, rok 1400 Powietrze cuchnęło śmiercią i zniszczeniem. Wszędzie wokół dymiły resztki ludzkich wiosek. Starożytni Karpatianie na próżno próbowali uratować swych sąsiadów - wróg uderzył w chwili, gdy słońce stało w zenicie. W tych godzinach starożytni byli bezbronni, a ich moc najsłabsza. Dlatego wielu Karpatian poniosło śmierć razem z ludźmi - mężczyźni, kobiety i dzieci pospołu. Tylko tym, którzy byli daleko, udało się uniknąć miażdżącego ciosu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgbp.keep.pl
|