Odnośniki
- Indeks
- Fansadox Collection Part 275 - STARLET TRYOUT - FEATHER, Fansadox 001-300
- Fansadox Collection 312 - Chinese Secret Agent 3 - Mad Scientist - Feather, 12.09.2016
- Feather Theme (Forrest Gump) - by Alan Silvestri(1), Nuty
- Feather Theme (Forrest Gump) - by Alan Silvestri, Nuty
- Fielding Joy - Nie zdradzaj żadnych tajemnic, Fielding Joy
- Fforde Katie - Dom Flory(1), Kuciapka123
- Feather Jane- Aksamit, Książki, KSIĄŻKI, New folder
- Feather Jane - Kusicielka, Książki, KSIĄŻKI, New folder
- Feather Jane -Wenus, Książki, KSIĄŻKI, New folder
- Feather Jane - CNOTA[1], Historyczny - Anglia-okres regencji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teatralia.htw.pl
|
Feather Jane - Fiolkowa tajemnica, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ] JANE FEATHER Fiołkowa tajemnica Prolog Pireneje, lipiec 1792 Niewielki orszak zmierzał w górę po krętej i wąskiej górskiej drodze. Pozostawiając za sobą francuską granicę, zmierzał w stronę hiszpańskie go miasta Roncesvalles, położonego w górach. Forysie chronili się przed żarem popołudniowego słońca, osłaniając głowy kapeluszami o szerokich rondach, w ciężkim, niezgrabnym powozie można się było udusić, każdy oddech wymagał wysiłku. Dwie pasażerki opierały się o skórzane poduszki. Starsza - mimo straszliwego upału - miała twarz zakrytą woalem, a na dłoniach rękawicz ki. Wachlowała się nieustannie i pojękiwała cicho, od czasu do czasu ocie rając usta perfumowaną chusteczką. Jej towarzyszka zaszyła się w kącie po wozu. Plecy miała spocone, ciemna taftowa suknia lepiła się do skórzanych poduszek. Kapelusz leżał na siedzeniu obok, woal zasłaniający twarz daw no już odrzuciła. Była zarumieniona i rozpalona; kropelki potu zbierały się na jej czole i ściekały po nosie. Wilgotne włosy o barwie dojrzałej pszeni cy oblepiały zgrabną, małą głowę, a fiołkowe oczy spoglądały sennie spod opadających powiek. - Boże święty, czy ta podróż nigdy się nie skończy? - mamrotała star sza dama. Młodsza nie odpowiedziała na to pytanie. Jej towarzyszka powtarza ła je co kilka minut od chwili, gdy rankiem wsiadły do powozu. Dziew czyna spoglądała na swą damę do towarzystwa niemal z pogardą. Istotnie, było gorąco i niewygodnie, ale to właśnie panna Henderson sprzeciwiła się kategorycznie rozsunięciu skórzanych zasłon na oknach powozu, dla tego tkwiły tu jak w piecu... i to tylko ze względu na przyzwoitość... jakby ktokolwiek, prócz stada kóz, mógł je zobaczyć na tej górskiej przełęczy! Cecile Penhallan nie czuła ani trochę współczucia dla swej przyzwoitki. Gdyby panna Henderson miała trochę mniej sadła, pewnie by aż tak nie cierpiała! - rozważała, wyobrażając sobie wałki białego tłuszczu rozta piające się w tym skwarze jak masło na patelni. Ta wizja nie podniosła jej na duchu. Znużona Cecile przymknęła oczy. Odgłos wystrzału i nagłe zatrzymanie się powozu sprawiło, że dziew czyna usiadła prosto i rozsunęła zasłonę w oknie. Jej dama do towarzystwa zaczęła krzyczeć: - To z pewnością rozbójnicy! Zostaniemy ograbione, napadnięte! Pozba wią nas cnoty! Och, droga panno Penhallan, co też powie na to pani brat?! - E tam! Cedric i tak nie wierzy w moją cnotę - zauważyła Cecile, wy glądając przez okno. - Kto wie, może ma rację? - dodała z szelmowskim uśmieszkiem. Oczy jej błyszczały, niedawna senność całkiem zniknęła. Zwróciła uwagę na jakiś władczy głos, który przebijał się przez bezładną paplaninę strwożonych forysiów i przekleństwa stangreta. - Och, panno Penhallan,jak... Cokolwiek jednak panna Henderson zamierzała oświadczyć, nigdy nie zostało to wypowiedziane, gdyż zdjęta nagłym omdleniem upadła na pod łogę z chrzęstem sztywnej tafty. Drzwiczki powozu otwarły się raptownie. - Bardzo mi przykro, że sprawiam pani kłopot, senorita, ale muszę prosić, by pani wysiadła - odezwał się ten sam władczy głos po angielsku, choć z wyraźnym cudzoziemskim akcentem. Wyciągnięta do Cecile ręka była bez rękawiczki, na małym palcu błysz czał imponujący rubin. Dziewczyna podała mężczyźnie ufnie swoją drobną i białą rączkę, także pozbawioną rękawiczki. Poczuła stwardnienia na dłoni zabijaki. Jego mocne, opalone palce zamknęły się najej dłoni, "wyciągnął dziewczynę na oślepiające światło słoneczne - wtedy zobaczyła ogorzałą twarz, ciemne drapieżne oczy, mocno zarysowane usta, długie czarne włosy, związane na karku wstążką... - Kim pan jest? - Nazywają mnie El Baron. Złożył jej przesadny ukłon. - Och - westchnęła Cecile. To był prawdziwy rozbójnik! Taki, jakim matki straszą niegrzeczne dzieci. Władca górskich przełęczy pomiędzy Hiszpanią a Francją. I naj- piękniejszy mężczyzna, jakiego siedemnastoletnia Ceciłe zdążyła poznać w życiu. Wpatrując się w niego, tonąc w tych czarnych oczach, pojęła, że na to właśnie czekała od chwili, gdy poczuła pierwsze zdumiewające pory wy swojego ciała i dostrzegła przejawy niepokojącej energii, która kazała jej stawić czoło bratu... Jej arogancka, buntownicza natura była przyczyną obecnego zesłania. Baron przyglądał się jej równie uważnie. W jego oczach pojawił się błysk, który szybko przerodził się w gorejący płomień. Cecile wiedziała, że wjej oczach płomień ten znalazł wierne odbicie. Przysunęła się bliżej nieznajomego, jakby przyciągana niewidzialną nicią. Nie dostrzegała te go, co działo się wokół nich: niespokojnych koni i przerażonych forysiów otoczonych przez bandę rozbójników. Z jakąż swobodą siedzieli na swych wierzchowcach, z ładownicami na ramieniu i strzelbami niedbale oparty mi o łęk siodła! Nie miotali gróźb, ale nie było to wcale potrzebne: sama ich obecność wystarczająco zatrważała! - Chodź! - powiedział El Baron z niezachwianą pewnością i dziew czyna go usłucha. Obejmując Cecily w pasie, podsadził ją na grzbiet potężnego kasztana i sam usadowił się za nią. - Oprzyj się o mnie - powiedział. - Nie masz się czego bać, querida*. - Wiem - odparła Cecile i oparła się o jego szeroką pierś. - Dokąd mnie zabierzesz? - Do domu. Dziewczyna obejrzała się za siebie, gdy koń ruszył, stąpając pewnie po wąskiej, stromej ścieżce. Marianne ocknęła się z omdlenia i wychyli ła przez okno; machając rozpaczliwie ręką w mitence dawała jakieś zna ki swej znikającej podopiecznej. Zza woalu zakrywającego twarz docierał zdławiony bełkot. Cecile roześmiała się. - Biedna Marianne! Uniosła dłoń w beztroskim pożegnalnym geście. Od tej chwili ani Marianne Henderson, ani nikt inny z dawnych zna jomych nie ujrzał już nigdy Cecile Penhallan. Banda rozbójników odstąpiła od powozu i ruszyła lekkim kłusem. Szyderczo zasalutowali przerażonym forysiom i drżącej z trwogi Marianne * Querida (hiszp.) - kochana, ukochana. Henderson, a potem pospieszyli za swym przywódcą i jego branką, pozo stawiając cnotę panny Henderson nienaruszoną... jak skórzana sakwa peł na pieniędzy, ukryta pod siedzeniem w powozie. Nie był to zwykły napad rabunkowy, a jednak napastnicy zabrali ze so bą to, po co przybyli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgbp.keep.pl
|