Filipacchi Amanda - Miłość jest ...

image Indeks       image Finanse,       image Finanse(1),       image Filozofos,       image Fesenjan,       image Fenix,       

Odnośniki

Filipacchi Amanda - Miłość jest straszna-1, eboki z tableta

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Filipacchi Amanda
Miłość jest straszna
"Miłość jest straszna" to powieść o uczuciu: o jego
braku, utracie, nadmiarze i towarzyszącym mu obłędzie.
Troje śledzących się nawzajem bohaterów odkrywa, że
czasami najlepszym sposobem na znalezienie miłości jest
obejrzenie się za siebie.
Lynn Gallagher, właścicielka doskonale prosperującej
galerii sztuki na Manhattanie, z pozoru ma wszystko, ale
kiedy przygląda się człowiekowi, który obsesyjnie za nią
chodzi, dostrzega, że brakuje jej jednego -
nieosiągalnego celu, marzenia, za którym mogłaby
podążać. Postanawia rozwiązać swój problem całkiem
niecodziennie. Sprawy przybierają wprost
surrealistyczny, gorzko-zabawny obrót...
Jeden
Na pomysł, by kogoś prześladować, Lynn wpadła z powodów
zdrowotnych, ale nie czerpała z tego projektu aż takich korzyści,
jak liczyła. Z kondycją fizyczną nie było u niej źle, za to zdrowie
psychiczne pozostawiało wiele do życzenia.
W wieku trzydziestu dwóch lat ni stąd, ni zowąd odkryła, że na
nic nie ma ochoty. Dawniej nigdy tak nie było, żeby niczego nie
chciała, i tęskniła teraz za tym stanem. W jej otoczeniu nie było
nikogo takiego, kto by niczego nie chciał. Zaczęła wręcz
zazdrościć wszystkim, którzy czegoś chcieli. Obiekt pożądania
był nieważny, liczyła się sama siła pragnienia. A już szczególnie
zazdrościła swemu osobistemu prześladowcy, który straszliwie
jej chciał.
Rzeczony prześladowca nie miał takiego problemu ze zdrowiem
psychicznym jak Lynn, a jeśli nawet, był to problem krańcowo
różny. Lynn jednak mu zazdrościła, ponieważ w swej głupocie
wierzyła, jak większość ludzi zresztą, iż problem krańcowo się
różniący od jej problemu uszczęśliwia. Zazdrościła temu
człowiekowi i dlatego wiernie kopiowała jego zachowanie.
Alan Morton, prześladowca Lynn, wypatrzył ją sobie na siłowni.
Z lubością siadywał na atlasie stojącym naprzeciwko jej atlasu i
gapił się na nią. Było mu wolno. W tym klubie sportowym nie
funkcjonował przepis, który mówiłby: „Nie wolno siadać na
atlasie, który stoi naprzeciwko atlasu, na którym kobiety
rozchylają i zwierają nogi. Nie wolno tam siedzieć i gapić się na
nie". Umyślnie więc korzystał ze swoich praw, ćwicząc ciało,
które miękło i słabło za każdym razem, kiedy Lynn rozwierała
nogi.
Był tłustawy, ale któregoś dnia stanął przed nią i zaczął się
obracać dookoła własnej osi.
- Przepraszam, że przeszkadzam - zagaił - ale czy zechciałaby mi
pani powiedzieć, które z moich mięśni wymagają wzmożonej
pracy, by pani mogła się nimi później delektować? - I żeby
dowieść, iż nie miał na myśli niczego obraźliwego, gdyż jako
człek wrażliwy dostrzegł wyraz subtelnej odrazy na jej twarzy,
dodał: - Z radością odwzajemniłbym się za taką przysługę. Na
przykład chętnie bym wskazał, że moim zdaniem marnuje pani
czas, tak pracowicie rzeźbiąc mięśnie ramion. Powinna pani się
raczej zająć mięśniami brzucha, które nie otrzymują porcji
codziennych ćwiczeń w ramach takich czynności jak wędrówki
po sklepach i dźwiganie sprawunków.
Patrzyła na niego pustym wzrokiem, jak w transie. Uznał, że to
już jakiś postęp. Lepsza obojętność niż awersja. Wykorzysta to,
że aż tak pozytywnie zareagowała.
- Znam się na tym, bo podczas trzech treningów towarzyszył mi
osobisty trener. Podejrzewam, że pani nigdy nie miała trenera.
Nie odpowiedziała.
- Z chęcią podzielę się z panią niektórymi jego wskazówkami. Za
darmo - dodał, znacząco unosząc brwi.
- Dziękuję, ale nie, poradzę sobie - odezwała się w końcu.
- No cóż, nie mnie tu polemizować!
Uznał, że pewnie skończyła ćwiczyć na ten dzień, bo
powędrowała w stronę damskiej szatni. Sam poszedł do męskiej i
się przebrał. Po wyjściu z siłowni szedł za nią w pewnej
odległości. Zauważył, że zniknęła we wnętrzu galerii sztuki,
kilka przecznic dalej.
Dwa tygodnie później Patricia, asystentka Lynn, pokazała
palcem jej prześladowcę; stał na chodniku przed galerią.
Przyglądał się Lynn, z czołem przyciśniętym do szyby, z dłońmi
przyłożonymi do skroni, tak że osłaniały oczy.
- Patricia, powiedz, czy mi już odbija, czy też między jego twarzą
a moją istnieje przerażająca różnica? - spytała Lynn.
- Istnieje całkiem spora różnica. Ale na twoją korzyść, więc się
ciesz.
- Nie, ja mówię poważnie, Patricia. Jego twarz płonie, jest żywa.
Ja mam twarz trupa.
- Nie powiedziałabym tego - odparła jej asystentka i dodała: - A
skoro już o wilku mowa, on cię tak molestuje od dwóch tygodni.
Czy przypadkiem nie powinnyśmy bardziej panikować?
- On tego nie ułatwia. Wygląda tak głupkowato.
Alan nie zaliczał się do mężczyzn obdarzonych potężną
sylwetką. Był zaledwie cal wyższy od Lynn, która miała pięć stóp
i sześć cali wzrostu. I nie był też ani szczupły, ani muskularny.
Ale miał za to niebieskie oczy i włosy blond, co mu poprawiało
humor, kiedy czuł się niepewny w kwestii swojego wyglądu. Nie
była to gęsta, bujna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gbp.keep.pl