Felix

image Indeks       image Finanse,       image Finanse(1),       image Filozofos,       image Fesenjan,       image Fenix,       

Odnośniki

Felix, książki PDF

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Rafał KosikFelix, Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy.Prolog IPamiętaj, nie opowiadaj o tym, co dzieje się w domu, o tym, o czymrozmawiamy, o tym, o czym ci mówię. Najlepiej mało mów. Za to słuchajuważnie wszystkiego, co on będzie mówił. Potem mi powtórzysz.Dziewczyna o mysich włosach przytaknęła, nie podnosząc wzroku.— Dobrze, mamo.Kobieta po raz trzeci poprawiała kołnierzyk sukienki córki, choć kołnierzyk leżałidealnie.— Pamiętaj, że będzie chciał cię przekabacić. Będzie kłamał, nęcił i łudził.Będzie próbował oczerniać mnie i tatę. Nie wierz mu. Nie wierz w ani jednosłowo. Ale zapamiętuj, co mówi.Dziewczyna znów przytaknęła smutno. Matka rozpięła trzy górne guziki jejsukienki i zapięła ponownie.— Musisz być dzielna. Masz już prawie szesnaście lat. Dasz radę.— Dam radę, mamo — przytaknęła cicho. Wciąż patrzyła w ziemię.— Wierz mi, że wolałabym tego uniknąć. — Pocałowała córkę w głowęi odsunęła się na bok.Zosia Frankowska wolno ruszyła w stronę mężczyzny stojącego na końcusłonecznej parkowej alejki.Prolog IIKobieta w eleganckim szarym kostiumie wsiadła do windy i wcisnęła najwyższyprzycisk. Mignął na czerwono i zgasł, a winda skarciła użytkownika przykrympiknięciem. Kobieta przyłożyła do czujnika zbliżeniowego identyfikatori ponownie wcisnęła najwyższy przycisk. Liczba „50” zapaliła się na niebiesko,a winda miękko ruszyła. Rozpoczęła się ekspresowa podróż na najwyższe piętroz gwarancją, że nikt tej windy po drodze nie zatrzyma, żeby wstąpić do bufetuna trzydziestym piątym albo skserować dokumenty na czterdziestym drugim.Światło w windzie przygasło o połowę, a drzwi otworzyły się bez znanegoz innych pięter dźwięku. Kobieta wkroczyła do ciemnej i cichej przestrzeni.Wzrok dopiero po chwili przyzwyczaił się do ciemności. Otworzyły się kolejnedrzwi, a ona przeszła przez nie po miękkim dywanie. Była tu już kilka razy, alei tak czuła niepokój, jaki można czuć na wybiegu dzikich zwierząt.Światło nie padało na niego bezpośrednio, lecz jedynie oświetlało jego konturodbiciami. Wobec kogoś innego można by użyć określenia otyły, ale o nimmożna było powiedzieć tylko, że jest wielki. Można było mieć w ogólewątpliwości, czy ma się do czynienia z człowiekiem. Sprawienie takiego właśniewrażenia niewątpliwie było zadaniem architekta, który projektował to wnętrze.Pomieszczenie zdawało się nie mieć wymiarów. Gdzieś tam z boku były okna, zaktórymi rozciągała się panorama nocnej Warszawy. Całe pomieszczeniewyglądało tak, jakby okna nie miały ram, a cały pokój pozbawiony był podłógi sufitów. Wszystko tonęło w czerni, a gdzieś tam przez szparę w naturze tegomiejsca widać było miasto. Miasto jako dodatek do tego miejsca.Zaciągnął się cygarem. Pomarańczowe światełko na tle czarnej sylwetki, a zarazpotem kłąb dymu, jaśniejącego niespodziewanie w tej nieokreślonejprzestrzeni, pochłaniającego obraz miasta.— Spadek z pięciu milionów do trzech i pół.On zawsze mówił w ten sposób. Nie pytał, nie żądał, lecz informował.A informacja była dobrana w taki sposób, że choćbyś nie chciał, i tak po chwilizaczynałeś myśleć to, co on chciał, żebyś myślał.— Pracuję nad tym — odpowiedziała kobieta, zdając sobie sprawę z tego, żepróbuje się schylić, jakby chciała się umniejszyć w jego oczach. — Ale przecieżnajpierw był milion. Niecały milion. W rok zwiększyłam to pięciokrotnie.Nic nie powiedział. Palił, wypuszczając w powietrze gryzący dym, który jakimścudem nie aktywował czujników przeciwpożarowych. Może dlatego, że ich niebyło.— Gdybym nie wzbiła się ponad trzy miliony — kontynuowała drżącym głosemkobieta — nie byłoby tematu. A że wzbiłam się na pięć, to spadek o półtoramiliona źle wygląda? O to chodzi? To i tak więcej, niż pierwotnie miało być. Jestprzecież lepiej, niż miało być. W śmiałych planach miały być trzy miliony.Rozmowa była skończona. W tym momencie stało się to oczywiste. Kobietapochyliła głowę, odwróciła się i wyszła. Winda czekała na nią z otwartymidrzwiami i przygaszonym światłem. Drżącym palcem ledwo trafiła w przycisk.Wcisnęła dowolny, byle nisko.Jedno jego zdanie potrafi określić całe twoje życie, aż sobie przypominasz smakkompotu z przedszkola.Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym1. GościeFelix, Net i Nika z ulgą odstawili ciężkie torby z zakupami i wygłaskalirozradowanego Cabana. Tego etapu nie można było pominąć, odwiedzając dompaństwa Polonów.— Mamo! Tato! — zawołał Felix. — Jestem w domu.Odpowiedziała mu cisza.— Są w teatrze z moimi starymi — przypomniał Net.— Wnieście zakupy do kuchni — poprosiła Nika. — Mamy mało czasu.— Czekaj, loguję się do psa — odparł Net, miziając Cabana pod brodą.— Rodzice zapowiedzieli, że wrócą po dziewiątej — oznajmił Golem Golem,pojawiając się w drzwiach salonu.Golem Golem miał dwa metry wzrostu, ważył prawie dwieście kilogramów i byłzłożonym ze stalowych elementów androidem wyposażonym w sztucznąinteligencję. Normalnie obecność takiego monstrum w domu mogłaby sięwydać dziwna, ale ani ten dom, ani trójka przyjaciół nie pasowała do ogólnieprzyjętej definicji normalności.— Możesz nam pomóc — powiedział Net. — Zanieś to do kuchni. Mamy jużręce jak orangutany. Nienawidzę robienia zakupów.Robot skinął głową i nad wyraz miękko jak na swoją masę podszedł do torebi podniósł je.— Babcia Lusia, gdyby żyła, obraziłaby się na nas za kupowanie warzyww supermarkecie — stwierdził Felix.— Nie mieliśmy czasu na szukanie specjalistycznego sklepu z marchewkami —odparł Net. — Ech… znowu wszystko na ostatnią chwilę.— Przypomnieć ci, kto to odkładał na później? — zapytała Nika.Net skrzywił się.— Za słabo nalegałaś. Laura wpadnie?Felix pokręcił głową.— Ona też ma testy. Siedzi i się uczy. Bierzmy się do roboty.— Muszę jeszcze wystawić na sprzedaż stary bulbulator. — Net wyjął laptopi zaczął klikać w przyspieszonym tempie w klawiaturę. — Kupiłem nowy model,a większość ludzi jeszcze nie wie, że nowy już jest. To zajmie chwilkę.Felix ocenił leżące na blacie kuchennym produkty, które zgarnęli ze sklepowychpółek w pośpiechu i raczej chaotycznie.— Tak to jest, jak się nie działa według planu — ocenił. — Schabowy z kapustązasmażaną i purée ziemniaczanym to jedyna pewna rzecz, którą na pewno dasię zrobić. Myślcie co jeszcze.— Coś polskiego — podsunął Net, nie odrywając wzroku od ekranu. — Coś,czego nie będą znać. Przecież nie podamy im hamburgera z frytkami. Trochęszkoda w sumie…— Na pewno nie znają zupy ogórkowej — zaproponowała Nika.— Brzmi jak pozycja ze szpitalnej stołówki. — Net zamknął laptop i odetchnął.— A co tam! Bierzemy. Umiesz to zrobić, czy szukać przepisu w sieci?— Umiem, i to dobrze. Dzięki temu pod koniec miesiąca za dziesięć złotychmam obiad na trzy dni.— Jak sprzedam jutro ten bulbulator, to zafunduję ci dziesięć mrożonych pizz…czy tam pizzów. Jak to się mówi.— OK — zadecydował Felix. — Zupa ogórkowa i schabowe.— Ja robię kotlety. — Net szybko sięgnął po paczkę ze schabem, deskę i tłuczekdo mięsa.— Umyj to najpierw — poradziła Nika. — I jeszcze przykryj –— Spoko, dam sobie radę.Net pobieżnie opłukał mięso, położył na desce i zamachnął się tłuczkiem, jakbymiał wbić solidny gwóźdź. Gdy uderzył, rozległo się łup! i natychmiast po nimchlap!— Ups… — Net popatrzył zaskoczony na zachlapaną bluzę. Na obryzganymięsnymi kawałeczkami rękaw Niki, toster i kilka elementów najbliższegootoczenia. — Coś tu nie bangla. Jak skończę, kuchnia będzie wyglądała jakrzeźnia.— Przykryj folią. — Nika ręcznikiem papierowym wytarła rękaw i podała mutorebkę foliową.— A może jednak ty to potłuczesz? A, sprawdzę przepis. — Wytarł dłoniei otworzył laptop. — Manfred1? A… zapomniałem. Odinstalowany.— Właśnie, czemu mamy z nim nie rozmawiać?— Wprowadzają mu na wyposażenie drony2. Standardowe kamery to było zamało. On musi opanować sztukę synchronizowania się z kilkunastomamaszynami, więc przez najbliższe dwa tygodnie mamy się z nim niekontaktować. To może potłuczesz kotlety. Golem Golem by pokroił w tymczasie ogórki.— Ostatnio pokroił marchewkę razem z deską.— Poprawiłem mu regulację potęgera wstrzemięźliwości — odparł Felix. — Alez nim nie zmieścimy się tu wszyscy. Golem Golem, przynieś drewno dokominka.Robot skinął głową i odszedł w stronę drzwi ogrodowych. Felix spojrzał nazegarek.— Pół godziny do wyjścia. Ja robię kapustę zasmażaną, ty rozklepujesz kotletyi obierasz ziemniaki, Nika robi zupę ogórkową i sernik.— Zaraz, dlaczego ja mam obierać ziemniaki? — oburzył się Net.— Maszyna obierająca się zepsuła. Nie dam rady naprawić, bo muszę robićkapustę zasmażaną. Nie marudź.***Nowy terminal portu lotniczego im. Fryderyka Chopina wyglądał jak pospiesznieprzerobiona hala po hurtowni pasz. Wstawiono tylko ekrany informacyjne,schody ruchome, stanowiska odprawy bagażowej i sklepiki. Zadbano przy tym,by wszystkie te elementy pasowały stylistycznie do pierwotnego przeznaczeniaobiektu, czyli były szare, proste i tanie. Takie przynajmniej wrażenie mógłodnieść podróżny, który widział ten terminal po raz pierwszy, bo tak naprawdęz hurtownią pasz nie miał on przecież nic wspólnego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gbp.keep.pl