Odnośniki
- Indeks
- Fern Michaels - Tylko Ty, Książki, Fern Michaels
- Fern Michaels - Dziki miód, Książki, Fern Michaels
- Feist Raymond E. - Niebajka , Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Srebrzysty Cierń, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Książę kupców, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Powrót wygnańca, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Królewski Bukanier, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Książę krwi, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Skrytobójcy w Krondorze, Książki, R. E. Feist
- Feist Raymond E. - Król Lisów, Książki, R. E. Feist
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teatralia.htw.pl
|
Feehan Christine - Mrok 13 - Mroczne Przeznaczenie - DARK DESTINY - CAŁOŚĆ, Ksiazki -roznosci -1
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tłumaczenie: franekM DARK DESTINY By Christine Feehan Rozdział 1 Obudziła się wiedząc, że była morderczynią i że zabije ponownie. To był jedyny powód, dla którego nadal istniała. Po co żyła. Aby zabić. Ból i głód przetaczał się przez jej ciało bez końca, bez przerwy. Leżała nieruchomo w otaczającej ją ziemi, wpatrując się w gwiazdy nocnego nieba. Było bardzo zimno. Ona była bardzo zimna, krew w jej żyłach płynęła jak lodowata woda, jak kwas, który palił jak lód. Wezwij mnie do siebie. Ogrzeję cię. Zamknęła oczy, gdy głos wpadł do jej głowy. Wołał do niej po każdym powstaniu. Głos anioła. Serce demona. Jej wybawca. Jej śmiertelny wróg. Bardzo powoli pozwoliła oddechowi przedostać się do jej płuc, jej serce podjęło ten stały rytm. Kolejna noc bez końca. Było ich tak wiele, a wszystko czego chciała to odpoczynek. Wypłynęła z ziemi, ubierając się z łatwością wieloletniej praktyki, jej ciało było czyste, gdy jej dusza została potępiona. Dźwięki i zapachy nocy, były wszędzie wokół niej, szepty i zapachy, które zapełniły jej zmysły informacjami. Była głodna. Musiała iść do miasta. Tak bardzo jak próbowała, nie mogła znieść potrzebę bogatej, gorącej krwi. To kusiło i wzywało ją jak nic innego. Destiny znalazła się w znanej części miasta. Jej ciało podróżowało tradycyjną ścieżką zanim nawet pomyślała dokąd idzie. Mały kościół schowany między wysokimi budynkami, wąskimi uliczkami i alejkami wołały do niej. Znała tą okolicę, to małe miasto w większym mieście. Budynki zostały ułożone jeden na drugim, niektóre wzruszające, inne z wąskimi drogami między nimi. Ona znała każde mieszkanie i budynki biurowców. Znała mieszkańców i znała ich tajemnice. Patrzyła na nich, czuwała nad ich życiem, ale zawsze była sama, zawsze w oddaleniu. Niechętnie Destiny wspięła się na schody kościoła i stanęła przy wejściu, jak robiła wiele razy w przeszłości. Za sprawą swojego wyostrzonego słuchu, wiedziała że budynek był zajęty, że kapłan kończył swoje obowiązki i wkrótce go opuści. Był o wiele spóźniony niż zwykle. Usłyszała szelest szaty kapłana, gdy przechodził przez kościół do dwuskrzydłowych drzwi. On je blokował-zawsze zamyknął je przed odejściem, ale to nie miało znaczenia, Destiny mogła otworzyć je dość łatwo. Czekała w ciemności, głęboko w cieniu do którego należała, obserwując księdza w milczeniu, prawie wstrzymując oddech. Odczuwała pilną potrzebę, desperację. Powracała znowu i znowu do piękna małego kościoła. Coś przyciągało ją, wołało ją, prawie tak samo jak wezwanie krwi. Czasem uważała że było to miejsce, gdzie miała umrzeć, innym razem myślała że pokuta może być za mała. Ona zawsze szła do kościoła, gdy wiedziała, że nie miała wyboru, jak tylko się poddać. Ksiądz stanął na chwilę w drzwiach, rozglądając się wokół, jego oczy dostosowały się do ciemności. On rzeczywiście spojrzał na nią, ale ona wiedziała, że jest niewidoczna dla niego. Zaczął mówić, zawahał się i uczynił znak krzyża w jej kierunku. Destiny wstrzymała oddech, czekała na piorun uderzający w nią. "Znajdź pokoju, moje dziecko," kapłan mruknął cicho i ruszył w dół po schodach swym powolnym, miarowym krokiem. Ona pozostała w cieniu, jak góry wznoszącej się ponad miasto. Jak wyczuł jej obecność? Czekała jeszcze długo po tym jak poszedł w dół bloku i skręcił w wąską alejkę prowadzącą do ogrodu za jego plebanią. Dopiero wtedy odważyła się, żeby wypuścić powoli swój oddech, odetchnąć. Destiny udała się do ozdobnych podwójnych drzwi, ale tym razem nie były one zablokowane. Spojrzała na ulicę, na której ksiądz zniknął za rogiem. Wiedział, a następnie wiedząc że potrzebuje jego kościoła, po cichu wyraził zgody na jej wejście do sacrum, świętość miejsca. Nie wiedział, czym była, ale był dobrym człowiekiem i wierzył, że wszystkie dusze można było uratować. Ona pchnęła drzwi drżącą ręką. Destiny stanęła w drzwiach w pustym kościele, owinięta w ciemności, jej jedynego sojusznika. Zadrżała, nie od zimnego powietrza otaczającego ją, ale z lodu w głębi jej duszy. Mimo wnętrza czarnego jak smoła, Destiny mogła łatwo sprawdzić każdy szczegół piękna kościoła. Przez długi czas patrzyła na krzyż nad ołtarzem, w jej umyśle było zamieszanie. Ból przetoczył się przez nią, tak jak zrobił w każdej chwili jej istnienia. Głód był ostry i drapieżny. Wstyd był jej stałym towarzyszem. Destiny przybyła do tego świętego miejsca, aby wyznać swoje grzechy. Była morderczynią, i zabije znowu i znowu. Było to jej drogą życia, aż wreszcie zdobędzie się na odwagę, aby zniszczyć tą złą rzecz, którą miała się stać. Nie odważy się wejść, nie śmiała prosić o azyl. Stała przez dłuższą chwilę w ciszy, ze strasznym nieznanym pieczeniem w oczach. Zajęło jej chwilę, żeby uświadomić sobie że uczucie to było łzami. Chciała płakać, ale co to mogło dać? Nauczyła się że łzy przynosiły echo brzydkiego, demonicznego śmiech, i nauczyła się nie płakać. Nigdy nie płakać. Dlaczego upierasz się aby cierpieć? Głos był zaskakująco piękny. Męski. delikatny. Kojącą mieszanka męskiej irytacji i czaru. Czuję twój ból, jest ostre i straszny, i przenika moje serce jak strzała. Wezwij mnie do swojego boku. Przyjdę do ciebie od razu. Wiesz, że mogę zrobić to jak nikt inny. Wezwij mnie. Był to ukryty szept władzy, przymusu. Znasz mnie. Zawsze mnie znałaś. Głos muskał ściany jej umysł jak trzepot skrzydeł motyla. Szeptał nad jej skórą, sączył się w jej pory i owinął się wokół jej serca. Wciągała głos do płuc, dopóki nie potrzebowała odpowiedzi, usłyszeć go ponownie. Aby połączyć się. Aby słuchać. Potrzebowała tego głosu. Trzymał ją przy życiu. Musiał trzymać ją przy zdrowych zmysłach. Musiał nauczył ją równoważyć ohydne rzeczy, mordercze, ale konieczne. Czuję, twoje potrzeby. Dlaczego upierasz się przy ciszy? Słyszysz mnie, tak jak ja czuję, kiedy twój ból staje się nie do wypłacenia. Destiny potrząsnęła głową, odmawiając mocnej pokusie tego głosu. Ruch wysłał jej gęstą grzywą bogatych ciemne włosy rozsypując je we wszystkich kierunkach. Chciała, oczyścić swój umysł ze zwodniczej czystości tego głosu. Nic nie mogło skłonić ją do odpowiedzi. Ona nigdy więcej nie znajdzie się w potrzasku przez zniewalający głos. Nauczyła się, tej lekcji w przykry sposób, skazana na piekło na ziemi o którym nie śmiała myśleć. Destiny wmusiła powietrze do płuc, kontrolując swoje emocje, wiedząc, że istnieje szansa że myśliwy mógł śledzić ją przez ostrość jej rozpaczy. Ruch w pobliskim cieniu, spowodował że okręciła się dookoła, przyczajona nisko, niebezpieczny drapieżnik gotowy do ataku. Zapanowała cisza, a potem jeszcze raz ruch. Kobieta przeniosła się na schody kościoła powoli, na linii wzroku Destiny. Była wysoka i elegancka, z nieskazitelną cerę koloru kawy z mlekiem i włosach w kolorze gorzkiej czekolady. Jej włosy kręciły się w każdym kierunku, zbuntowane, błyszczące spirale rozlewały się w dół do jej szyi, okalając jej owal twarzy. Jej duże brązowe oczy ciemne, badające, szukały oznak, że nie była sama. Destiny używając nadprzyrodzonych prędkości wślizgnęła się głęboko w zakamarki bocznej alkowy, wycofując się od drzwi kościoła, wykorzystując ciszę na swoją korzyść. Ona zastygła w miejscu, zaledwie śmiała oddychać. Kobieta podeszła do dwuskrzydłowych drzwi, stanęła na chwilę, jedną rękę położyła na krawędzi otwartych drzwi. Westchnęła cicho. "Przyjechałam tu szukając ciebie. Nazywam się Mary Ann Delaney. Wiem, że wiesz, kim jestem. Wiem, że przychodzisz tu czasami, Widziałam cię. Widziałem cię dziś w nocy i wiem, że tu jesteś." Czekała uderzenie serca. Drugie. "Gdzie szepnęła głośno, jakby mówiła do siebie. Destiny przycisnęła swoje ciało tak mocno o ściany kościoła, że jej skóra bolała. Obie były w strasznym niebezpieczeństwie, ale tylko jedna z nich była świadoma. "Wiem, że tu jesteś, proszę, nie uciekaj ponownie" powiedziała cicho Mary Ann. Mimo grubej kurtki, potarła ramiona walcząc z zimnem. "Po prostu porozmawiaj ze mną. Mam tak Ci wiele do powiedzenia, za tyle Ci podziękować". Jej głos był niski, delikatny, jakby mówiła szalone rzeczy, nakłaniając aby jej zaufać. Destany miała w klatce piersiowej straszny ucisk. Ona dławiła się, dusiła, ledwo mogła oddychać. Czekała uderzenie serca. Drugie. Zanurzając się głębiej w cień. Słyszała dźwięk bicia jej własnego serca. Słyszała serce Mary Ann bijącego w rytmie jej. Słyszała zaproszenie wołające wraz z przypływem i odpływem krwi pędzącej przez żyły. Wołając do niej. Intensyfikując jej straszny głód. Jej język czuł ostrość jej wydłużonych się siekaczy. Drżała z wysiłku kontroli nad sobą, aby powstrzymać nieuniknione. Ta kobieta była wszystkim, czym ona nie była. Delaney Mary Ann. Destiny znała ją dobrze. Była współczująca i odważna, jej życie poświęcone było pomaganiu innym. Światło wydawało się świeci z jej duszę. Destiny słuchała jej często - jej wykładów, jej grupy dyskusyjnej, nawet jej sam na sam na sesje doradczych. Destiny mianowała się nieoficjalnym obrońcą Mary Ann. "Uratowałaś mi życie. Kilka tygodni temu, kiedy ten człowiek włamał się do mojego domu i zaatakował mnie, przyszłaś i mnie uratowałaś. Wiem, że zostałaś ranna, - na twojej odzieży była krew - ale kiedy przyszli sanitariusze, nie było cię ". Mary Ann zamknęła na chwilę oczy, przeżywając grozę obudzenia się i znalezienia wściekłego mężczyzny stojącego nad jej łóżkiem. Chciał wyciągnąć ją spod okrycia za włosy, uderzając ją tak mocno i tak szybko, że nie miała czasu aby się obronić. Był mężem kobiety, której pomogła uciec do azylu i był zdeterminowany, aby uzyskać od niej adres. Chcial stłuc ją na krwawą miazgę na podłodze, kopiąc ją i dźgając nad nią z dużym nożem. Miała świeże blizny na rękach, gdzie starała się ochronić. "Nie mówiłam nikomu że tam byłaś. Nie powiedziałam ani słowa na twój temat policji. Myśleli, że musiał się potknąć i przewrócił meble, który spadł niefortunnie i złamał mu kark. I nie zdradziłam cię. Nie musisz się martwić, policja nie szuka ciebie. Nie wiedzą o tobie nic. " Destiny mocno ugryzła wargi i uparcie milczała. Na szczęście, siekacze ustąpiły. Miała dość grzechów na swej duszy bez dodawania Mary Ann do listy swoich ofiar. "Proszę odpowiedz mi." Mary Ann otworzyła swoje ramiona. "Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać. Jakie mogą być szkody w odpowiedzeniu mi, jeśli zostałaś ranna w nocy? Miałaś wszędzie krew, a to nie była moja i nie była to jego krew ". Destiny czułam palące łzy w oczach, zatykające jej gardło. Jej ręce zaciśnięte były w dwie mocne pięści. "To nie moja krew. Nie zawdzięczasz mi niczego." Słowa były zduszone, ledwo co przeszły przez gulę w gardle. Była to częściowo prawda. Atakujący Mary Ann nie zadrapał jej. "Jestem mi po prostu przykro, że nie było mnie tam wcześniej, zanim on cię skrzywdził." "Zabił by mnie. Obie to wiemy. Moje życie nie jest jedyną rzeczą, za którą chcę podziękować. Jesteś tą, która daje mi pieniądze na nasze bezpieczne domy, prawda?" Mary Ann dotarła do celu. "A naszym kobietą program naprawczy." Destiny oparła się o ścianę, zmęczona bólem, zmęczona byciem samą. Było coś niezwykle ciepłego i kojącego w Mary Ann. "To nic wielkiego, to tylko pieniądze. Ty wykonujesz całą pracę. Cieszę się że mogę pomóc w jakiś znaczący sposób." "Chodź ze mną do domu," powiedziała Mary Ann. "Zrobię nam herbaty i będziemy mogły porozmawiać." Kiedy Destiny milczała, Mary Ann westchnął cicho. "Przynajmniej powiedz mi jak ci na imię. Często czuję twoją obecność, i myślę o Tobie jako o przyjacielu. Co może zaszkodzić powiedzenie mi swojego imienia?" "Nie chcę aby brzydota w moim życiu dotknęła Cię," Destiny przyznała cicho. Noc otaczała ją jak zawsze, delikatnie szepcząc do niej tak, że widziała jej piękno, mimo swojej determinacji, aby nie widzę w niej nic dobrego. "Nie boję się brzydoty," utrzymywała Mary Ann. "Już przedtem widziałam brzydotę. I zobaczę ponownie. Nikt nie może być sam na świecie. Wszyscy komuś się przydają...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgbp.keep.pl
|