Ferrarella Marie - Mążczyzna ...

image Indeks       image Finanse,       image Finanse(1),       image Filozofos,       image Fesenjan,       image Fenix,       

Odnośniki

Ferrarella Marie - Mążczyzna prawie idealny, Harlequin Gorący Romans, gorący romans

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARIE FERRARELLA
MĘŻCZYZNA
PRAWIE IDEALNY
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rick Masters nie miał zwyczaju rozbijać się samochodem dla zabawy. A
już z pewnością nie późnym wieczorem.
Nie mógł narzekać na nadmiar wolnego czasu. Na biurku w gabinecie
czekały stosy sprawozdań do przeczytania i dokumentów do podpisania.
Ponadto w tej chwili przyszły los setek pracowników Masters Enterprises
zależał od jego decyzji, gdyż postanowiono przenieść główną siedzibę firmy
do Kalifornii.
Nie był to odpowiedni czas, żeby włóczyć się bez celu opustoszałymi
ulicami.
No, może niezupełnie bez celu.
Już godzinę temu Rick przestał się oszukiwać i sprawdził w książce
telefonicznej jej adres. Świetnie wiedział, dokąd jedzie.
Więc ona wciąż tu mieszka. W tym starym domu. Tym, o którym nadal
śnił, kiedy nocą nie mógł zaznać spokoju.
Może to błąd, może nie powinien tu wracać. Ale od dziecka nie lubił się
poddawać i zawsze szukał odpowiedzi na pytania, które mu się nasuwały.
Spostrzegł, że za szybko wjechał na skrzyżowanie. Powinien być
ostrożniejszy i nie dać się ponieść emocjom. Już raz mu się to zdarzyło.
Chyba milion lat temu. A może to było wczoraj?
Jadąc, przyglądał się cichym, uśpionym ulicom miasta, w którym
dorastał. Dziwnie się czuł, kiedy znalazł się tu po latach. I dziwne mu się
zdawało, że ona nadal mieszka w Bedford. Po wyjeździe stąd nigdy o nią
nie pytał, chociaż był ciekaw, jak ułożyło się jej życie. Zycie bez niego.
Jak to mówią, co z oczu, to z serca.
Gdy skręcił na następnym skrzyżowaniu, zobaczył centrum handlowe.
Wyrosło w miejscu, gdzie kiedyś był gaj pomarańczowy. Bedford bardzo
się zmieniło w ciągu tych ostatnich ośmiu lat. Nic dziwnego. On sam także
dorósł.
Czy rzeczywiście? Chociaż osiągnął sukces i był wiceprezesem Masters
Enterprises, czasami trudno było mu w to uwierzyć. Często nadal czuł się
jak młody chłopak, zakochany po uszy w nieodpowiedniej dziewczynie.
Tylko że wtedy nie uważał jej za nieodpowiednią.
Ale od tego czasu wiele się nauczył. Przede wszystkim, jak kierować
firmą ojca. Doszedł do tego stanowiska nie dlatego, że był synem szefa, ale
dlatego, że na nie zasłużył. Gdyby było inaczej, w żadnym wypadku nie
mógłby przejąć tych obowiązków po zawale, jaki przebył jesienią jego
ojciec. To przejście od zarządzania przedsiębiorstwem z ojca na syna, które
2
dokonało się w ciągu sześciu ubiegłych miesięcy, odbyło się wyjątkowo
gładko. I nikt się temu nie dziwił. Rick dosłownie żył swoją pracą. Nic
innego dla niego nie istniało od czasu, kiedy zawiodła go ostatnia osoba na
świecie, po której mógłby się tego spodziewać.
W pełni zasłużył na to, co się stało, gdyż powodował się sercem, a nie
rozumem. Uczynił tak po raz pierwszy i ostami. Nie zważał na ostrzeżenia
rodziców, którzy uprzedzali go, że ktoś, kto zajmuje taką pozycję jak on,
powinien wyjątkowo ostrożnie dobierać sobie przyjaciół i kobiety, z
którymi pragnąłby się związać.
Cóż, dostał dobrą nauczkę od życia. Takie bolesne nauczki zostają na
zawsze w pamięci.
Więc po co tutaj przyjechał, do jej dzielnicy, po co zapuszcza się w kręte
uliczki i nieuchronnie zmierza w stronę jej domu?
Doprawdy, sam nie wiedział.
Mimo to nie zawrócił.
Nigdy nie miał skłonności do samobiczowania. Podchodził do życia
filozoficznie. Różne rzeczy się zdarzają. Trzeba je przeżyć i ruszać dalej. I
tak Rick postępował. Przejechał przez cały kraj, aż do Atlanty w Georgii,
gdzie jeszcze miesiąc temu mieściła się główna siedziba firmy jego ojca. Z
Georgii pochodził dziadek Ricka. Jednak w ubiegłym roku zaistniały pewne
okoliczności, za których sprawą ta sytuacja wymagała zmiany. Howard Ma-
sters, który po zawale wrócił już prawie zupełnie do zdrowia, wyraził
życzenie, aby zarząd firmy przenieść do południowej Kalifornii, gdzie
dotychczas mieszkał i skąd, po powrocie do domu, miałby bliżej do biura.
Nadal bowiem chciał zarządzać firmą, którą niegdyś założył jego
pradziadek. Rick nie miał mu tego za złe. Ojciec pragnął jak najdłużej
dzierżyć ster firmy i mieć poczucie, że jest jeszcze w pełni sił. Trudno mu
się dziwić.
Mimo to początkowo Rick był temu projektowi przeciwny. Dopiero po
jakimś czasie zdecydował się podjąć wyzwanie. Ostatecznie tyle lat
upłynęło od czasu, kiedy kochał się w Joannie. Tymczasem zmądrzał i
wiedział, że na miłości nie można budować życia.
Wystarczy przywołać przykład jego rodziców, osób świetnie znanych w
eleganckim towarzystwie, prezentujących się idealnie w gazetach, na
fotografiach, wszędzie, tylko nie w prawdziwym życiu.
Miłość, owa nieokiełznana, tajemnicza siła, która niegdyś, jak sądził,
zawładnęła jego duszą, to nic więcej jak tylko temat romantycznych
piosenek. Nie ma dla niej miejsca w realnym świecie, a on jest częścią tego
3
realnego świata. To, co robi, a nawet to, czego nie robi, ma wpływ na życie
tysięcy ludzi. Nielekkie to brzemię.
A teraz powinien już zawrócić. Zrobiło się późno i najwyższy czas wziąć
się do roboty.
Ten kwietniowy późny wieczór był bezchmurny i niezwykle ciepły,
nawet jak na południową Kalifornię. Rick otworzył okna swojego mustanga
z 1964 roku, samochodu o pięknej, klasycznej sylwetce, i z przyjemnością
wdychał wonne, świeże powietrze. Ojciec usilnie go namawiał, żeby kupił
sobie wóz bardziej odpowiedni do swego wysokiego stanowiska, więc Rick
podróżował do pracy mercedesem, ale nie rozstał się z mustangiem, z
którym wiązały się wspomnienia jeszcze z czasów, gdy jeździł nim razem z
Joanną.
Domy przy ulicy, na którą teraz wjechał i która pięła się łagodnie na
wzgórze, stały po jednej stronie i miały widok na ogródki, przesłaniające
domy po drugiej stronie. Jeszcze jedna przecznica, i ukaże się jej dom.
Rick zmarszczył nos, czując jakiś ostry, gryzący zapach. Zapach dymu.
Ktoś pewnie rozpalił pod kominkiem, mimo że noc była ciepła. No cóż,
niektórzy uważają, że nawet wiosną ogień na kominku wygląda
romantycznie.
Zapach dymu z każdą chwilą stawał się ostrzejszy. Rick, jak
zahipnotyzowany, zamiast zawrócić, dodał gazu i wjechał na wzgórze, skąd
rozchodził się ten niepokojący swąd.
Gdy znalazł się na szczycie, ujrzał niebo spowite czarnym dymem.
Joannę ogarnął lęk.
Znowu dręczył ją ten sen, w którym wszystko było niewyraźne,
zamazane. Biegła boso w nocnej koszuli przez otwarte pole, spowite
oparami mgły. Zakryte przed nią. I groźne.
Ale tym razem to nie była mgła. Wokół jej nóg wił się dym i pełzał dalej,
wzdłuż ciała.
Nieważne, efekt był taki sam.
Czuła się zagubiona. Zaczęła biec szybciej, rozpaczliwie szukając drogi
wyjścia.
Ale jej nie znalazła.
Była zupełnie sama.
Kiedy się jej zdawało, że rozpoznaje jakiś kształt czy osobę, gdy tylko
się doń zbliżyła, wszystko się rozpływało i znów pochłaniała ją pustka.
To sen, to tylko sen, powtarzała sobie, biegnąc w niewiadomym
kierunku. Dojmujące poczucie osamotnienia ciążyło jej w sercu jak kamień.
4
Wszystko będzie dobrze, gdy tylko otworzy oczy i powróci do realnego
świata. Obudź się, obudź wreszcie, powtarzała sobie raz po raz.
Nadludzkim wysiłkiem otworzyła oczy.
Poczuła w nich pieczenie.
Zbudziła się, z trudem łapiąc powietrze. Bolały ją płuca. Czy ten
koszmar senny przybrał nową postać? Półprzytomna, usiadła na łóżku. W
jej stanie, w dziewiątym miesiącu ciąży, niełatwo było zmieniać pozycję.
Sama jesteś sobie winna. Sama tego chciałaś.
Oczy zaczęły jej mocno łzawić. To jednak nie sen. Poczuła zapach dymu
i owionęła ją fala ciepła, mimo że przed godziną, kładąc się spać, wyłączyła
ogrzewanie.
I nagle zdała sobie sprawę, że to pali się jej dom.
Podniosła się z łóżka i chwyciła przewieszony przez oparcie długi
szlafrok. Z niemałym trudem wsunęła w rękawy drżące ręce.
Boso pobiegła do drzwi sypialni. W salonie było gęsto od dymu, a języki
ognia lizały framugę, odcinając jej drogę ucieczki. Wszędzie wokół
strzelały w górę płomienie.
Jakiś ciężki przedmiot upadł jej u stóp, o mały włos nie uderzając Joanny
w głowę. Cofając się, krzyknęła na widok płomieni, od których zajął się dół
jej szlafroka. Dusząc się od dymu, z trudem wyszarpnęła z rękawów ręce i
zrzuciła szlafrok.
Rick wcisnął gaz do końca i takim pędem wjechał w następną
przecznicę, że jego mustang przez chwilę balansował na dwóch kołach.
Szybko wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i wystukał kciukiem
numer 911. Gdy tylko odezwał się głos dyspozytora, Rick podał nazwę
ulicy i dodał pośpiesznie:
- Palą się dwa domy, jeden spłonął już prawie całkowicie.
Kiedy dyspozytorka poprosiła, by wszystko jeszcze raz powtórzył, Rick
usłyszał krzyk z głębi domu Joanny. Rzucił telefon na siedzenie pasażera,
gwałtownie zahamował, w ostatniej chwili przypomniał sobie, że trzeba
wyłączyć silnik, i wyskoczył z samochodu.
Ten krzyk wciąż brzmiał mu w uszach.
Jakimś szóstym zmysłem wiedział, że nie był to głos jej matki czy
kogokolwiek innego i że nie był on także wytworem jego wyobraźni.
To krzyczała Joanna.
Była tam, w samym środku tego piekła. I on musi ją stamtąd wydostać.
Ostatni dom na rogu ulicy cały już stał w płomieniach. Można się było
domyślać, że pożar powstał właśnie tam i potem rozprzestrzenił się na dom
Joanny, który jak się wydawało Rickowi, płonął tylko częściowo. Palił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gbp.keep.pl